sobota, 23 lipca 2016

Paulina – część 1

Codzienność

Paulina nawykła do jedzenia byle jak i byle czego. Zazwyczaj nie miała czasu na gotowanie, więc zadowalała się kebabami zakupowanymi na mieście lub innymi fast-foodami. Niemal każdy dzień zaczynała od mocnej, dużej, czarnej i nieprzyzwoicie słodkiej kawy, którą piła w biegu, jednocześnie dobierając ubranie, zakładając je na siebie i nakładając makijaż. Nierzadko też decydowała się na pomalowanie paznokci i to na ostatnią chwilę. Jej dni też podobnie się kończyły, tylko dla odmiany, nie kawą, a herbatą, owocową i również nieprzyzwoicie słodką. Do tego dochodziły ciastka maślane albo biszkopty, które konsumowała leżąc w łóżku, przez co na jej pościeli zawsze walały się jakieś okruszki. Kiedy miała nieco więcej czasu i nie była zmęczona, to decydowała się na włączenie kolejnego odcinka swojego ulubionego serialu, wcześniej biorąc z lodówki odpowiednie składniki do kanapek. Przygotowywała je w łóżku, w łóżku też je zjadała, wpatrzona w ekran swojego niebieskiego laptopa.
Tego dnia miała więcej czasu niż zazwyczaj. Zdecydowała się zamienić na zmiany z koleżanką, przez co miała dzień wolny. Spędzała go z lekko przeziębionym Bartusiem, uroczym, rezolutnym czterolatkiem, który odziany w błękitną piżamkę i opatulony brązowym kocykiem, siedział w kuchni, na narożniku, przy samiutkim stole i pomagał jej w obieraniu pieczarek. Pod pupą Bartka znajdowały się aż trzy poduszki, by umożliwić mu wygodne dosięganie do stołu.
Chłopiec wrzucał obierki do jednej miski, a obrane pieczarki do drugiej i podśpiewując, przypatrywał się Pauli, która robiła dokładnie to samo co on, czyli śpiewała, z tą różnicą, że ona też przy tym tańczyła i doprawiała wywar na zupę, który gotował się w dużym, kolorowym garnku, umieszczonym na średnim palniku gazowej kuchenki.
Bartkowi znudziła się piosenka, gdyż dobiegała już do końca i jak to zazwyczaj przy końca bywa, powtarzany był w kółko jeden i ten sam refren. Sięgnął więc po pilot i nakierował nim na niewielką wieże postawioną na wysokiej, białej, pełnej magnesów lodówce. Z uroczym, chłopięcym, pełnym zaangażowania uśmiechem, wyśpiewał:
Ty jedna na milion, na całe życie...
Nie leń się – zwróciła mu uwagę dwudziestodwuletnia blondynka, gdyż zauważyła, że dziecko bawi się w ustawianie basów i regulowanie głośności, zamiast w pomaganie jej przy przygotowaniu obiadu.
Sama się nie leń – odpyskował, ale powrócił do pracy. – Dziś wychodzisz? – bardziej stwierdził niż zapytał.
Słucham? – zdziwiła się i odwróciła, by na niego spojrzeć.
Miał włosy o nieokreślonym kolorze, które jej zdawały się być bardzo ciemnym blondem, oczka miał ciągle nieco podkrążone, a białka zaczerwienione, ale zapewniał od samego rana, że już się czuje o niebo lepiej, więc zdecydowała się nie ciągać go po lekarzach.
Dziś piątek, co piątek wychodzisz – śmiał zauważyć. – Już obrałem, mogę teraz pokroić? – dopytywał.
Możesz, tylko się nie przetnij – odburknęła i powróciła do mieszania w garnku. – To nie prawda, że co piątek wychodzę. Głupoty opowiadasz.
W tamten piątek wyszłaś i we wcześniejszy też, i wcześniejszy, i już sam przez to nie pamiętam kiedy byłaś na weekend w domu.
Nie mów jak babcia – warknęła.
A co? Kłamiem?
Kłamię – poprawiła.
No właśnie, kłamiesz – przytaknął jej zadowolony, iż to on miał rację.
Paula zdecydowała się przemilczeć ten temat, a w odpowiedzi jedynie teatralnie westchnęła. Usiadła przy stole i pomogła chłopcu w krojeniu pieczarek, wrzucając je prosto na patelnie. Jej to szło o wiele sprawniej i wykonywała tę czynność w powietrzu, on natomiast na małej, plastikowej deseczce w kształcie jabłuszka.
Czemu tak właściwie gotujemy? – zapytał Bartuś, którego Paulina czasami nazywała pieszczotliwie Tosiek, od Bartosiek albo Tusiek od końcówki tuś.
A dlaczego nie?
Bo prawie nigdy nie gotujemy.
Mówił ci ktoś kiedyś, że za dużo mówisz?
Tak, pani w przedszkolu, jak kazała być cicho i patrzeć na bajkę, a ja już ją widziałem trzy razy i już nie mogłem na nią patrzeć.
Blondynka zaśmiała się, z początku chciała to zrobić skrycie, ale nie dała rady się powstrzymać.
Gdybym miała więcej czasu, to bym częściej gotowała.
Gdybyś nie wychodziła co piątek i sobotę, to miałabyś więcej czasu, tak mówi babcia.
Z dwojga złego wolałabym byś cytował swojego ojca.
A co mówił mój ojciec?
Lepiej zmilczmy.
Lepiej zmilczmy, mówił? Ale głupio – skomentował. – Był głupi?
Pojebany jak sto kilo gwoździ – wymsknęło jej się, ale po chwili zagadała chłopca rozmową o piosence, która właśnie wygrywana była z głośników. Była to jedna z ulubionych Tusia, więc przystał na śpiewanie, a tym samym też zrezygnował z rozmowy o ojcu.
Paulina zajęła się podsmażaniem pieczarek, a potem wrzuciła je do wywaru na zupę, wcześniej wyjmując z niej pałeczki kurczaka i podając je chłopcu.
Nie jedz od razy, gorące.
Podmuchnam! – krzyknął.
Podmucham – poprawiła.
Właśnie, podmuchnam.
Robisz to specjalnie – stwierdziła.
Ale co? – zapytał, wzruszając przy tym niewinnie ramionkami.
Blondynka ponownie zakończyła temat głośnym westchnięciem i postanowiła nieco oszukać, wsypując do garnka z zupą proszek na zupę z papierka. W ten sposób miała pewność, że wszystko wyjdzie, i że nawet bez doprawiania smak będzie odpowiedni. Bartuś już miał się odezwać, że babcia, gdy gotuje, co kobieta też czyniła niezwykle rzadko, nigdy nie dodaje nic z papierka, a jedynie z solniczków, ale postanowił lepiej zmilczeć, gdyż dobiegł go dźwięk otwieranych drzwi.
Babcia! – krzyknął, wyplątując się z koca i lecąc do niej ile sił w nogach.
Kobieta będąca nieco po czterdziestce przykucnęła i rozłożyła szeroko ramiona, pozwalając, by jej jedyny wnuczek w nie wbiegł, a ona mogła go wtedy uściskać i wycałować.
Kupiłam parówki, twoje ulubione, tygryski. – Wyjęła wspomniany produkt z siatki i podała go chłopcu.
Babcia kupiła parówki! – krzyknął, spoglądając w kierunku kuchni.
Paulina jest w kuchni? – zdziwiła się.
Echeś, gotujem, a ja pomagałem. – Wypiął dumnie swoją pierś do przodu. – Na obiad będzie pieczarkowa, a parówki zjemy na kolacjem – zadecydował z szerokim uśmiechem na twarzy.

15 komentarzy:

  1. Mimo że nic takiego w pierwszym rozdziale się nie dzieje, można powiedzieć że historia mnie zaciekawiła. Pewnie dlatego, że przeczytałam streszczenie po prostu. Trochę dziwię się, że zaledwie czteroletnie dziecko już operuje takim słownictwem, rozumuje sprawy dorosłych, a jego matka w dość brutalny sposób opisuje mego ojca. Wg mnie to były zbyt brutalne słowa, nawet jeśli były prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina... ja się nawet nie spodziewałem ciebie tutaj spotkać, ale miło, miło, bardzo miło.
      A co, spotkałaś w życiu tylko takie dzieci co w wieku czterech lat jedynie się bawią i nie potrafią sklecić ani jednego zdania? Niestety muszę się z tobą zgodzić, że takich jest coraz więcej, ale to wina tego, że rodzice nie maja czasu na własne dzieci, bo świat wymusza na nas gonienie za materializmem, więc większość czasu jesteśmy w pracy, a jak już jesteśmy w domu, to zajmujemy się wszystkim tylko nie własnymi dziećmi.
      Brutalny? "Pojebany jak sto kilo gwoździ" to dla ciebie brutalne, serio? xD
      Pozdrawiam i dziękuję, że jesteś.

      Usuń
  2. Początek ciekawy. Bartuś wydaje się być dość zaradnym chłopcem jak na swój wiek, natomiast Paulina jest trochę według mnie zagubiona. Małemu widać że brakuje obecności matki w domu bo zakładam że Paulina jest jego matką, i powinna poświęcać mu więcej uwagi. To tyle na temat tego rozdziału. Zabieram się za kolejny rozdział.
    http://oszukanamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego zakładasz, że Paulina jest matką Bartusia? A nawet jeśli masz rację, to czy to znaczy, że co ma zrobić? Że powinna rzucić pracę, czy zrezygnować z imprezy raz na jakiś czas? Każda kobieta ma prawo raz na tydzień gdzieś wyskoczyć, nawet matka, przynajmniej takie jest moje zdanie.
      Pozdrawiam i od razu uprzedzam, że ja nie wiem czy wejdę jeszcze kiedykolwiek na twojego bloga, bo przeczytałem tam początek i nie było w nim nic co by mnie zatrzymało, a sama grafika bolała moje oczy.

      Usuń
  3. Przy tych dzieciach to trzeba zważać na słowa. Ja któregoś razu na pytanie małej co ja w tej pracy robię, rzuciłam na odczepnego, że gadam, to potem mówiła, że w radiu pracuję, bo w radiu przecież gadają. Bartuś mi od razu do gustu przypadł, bo jest rezolutny i taki cwaniak. Paulina myślę, że gdyby była matką, to zachowywałaby się nieco inaczej, chociaż cholera wie, bo to już od charakteru zależy. W każdym bądź razie, jak na razie mam o niej całkiem niezłe zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no to pani spikerko, miło mi cię widzieć xD
      Cieszę się, że Paulina przypadła ci do gustu.

      Usuń
  4. Witaj :)
    Przeczytałam Twój komentarz na moim blogu i jeszcze dziś postanowiłam skomentować Twój.
    Wybrałam to opowiadanie, ponieważ zaciekawiło mnie to, co napisałeś w jego genezie. Często nawet kobieta surowo ocenia inną kobietę, a przecież nie zna jej historii. Jednocześnie każda z nas coś przeżywa, przez coś przechodzi i to czyni nas różnorodnymi, osobnymi przypadkami. Dodam jeszcze, że to miło, iż Ty — jako mężczyzna — stajesz w obronie takich kobiet i chcesz je zrozumieć, wgłębić się w ich psychikę. Podoba mi się także tytuł bloga. Jest taki… krzepiący.

    Co do pierwszego rozdziału.
    Jest typowo obyczajowy i niewiele się dzieje, poza lekkim nakreśleniem relacji Bartuś-Paulina. Właściwie to dopiero opis bloga zachęca mnie do tego, bym została na dłużej, ponieważ wydaje mi się, że czeka nas ciekawa, niecodzienna historia. Sama jestem świeżo upieczoną studentką, a zatem postać dziewczyny jest mi dość bliska. Masz przyjemny, przystępny styl, a dialogi brzmią naturalnie, jak wyciągnięte z prawdziwego życia. Bartuś wydaje się fajnym dzieciakiem ;) O Paulinie jeszcze nie mogę wiele powiedzieć, okaże się w następnych rozdziałach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że przeczytałaś, w końcu po to się je pisze xD
      Ja uważam, że to nawet kobiety surowiej oceniają inne kobiety, niż mężczyźni. Wynika to z zazdrości. U was nawet nie ma takiej prawdziwej, mocnej przyjaźni i siostra siostrze potrafi skopać dupę. Poza tym patrzycie na inne kobiety obiektywniej, bo facet to jednak kieruje się chucią, tym czy ma ładne oczy i jednak dla niego to płeć delikatna, a dla was, to taka sama osoba jak wy :)
      Jednak nie wynoś mnie tak na piedestał. Ja mam bardzo staroświeckie poglądy, można by nawet rzec, że straszny ze mnie szowinista, który przy okazji też nie uważa kobiet za porcelanowe lalki, wokół których trzeba skakać. Mało tego - nie każdego faceta co podniósł rękę na dziewczynę nazwałbym damskim bokserem. Uważam, że niektóre są same sobie winne, tak samo jak my czasami zasługujemy na to, by oberwać po jajach...
      Bo opowiadanie jest obyczajowe, bliskie życiu i nie ma w nim przełomowych akcji. Jest raczej tak... spokojnie i przeplata się z dramatem. Historia więc będzie zwyczajna, typowo codzienna.
      Paulina nie studiuje, po szkole od razu poszła do pracy. Rozumiem więc, że jest ci bliska jedynie wiekiem.
      Dostępny styl, pewnie dlatego że prosty. To jedno ze słabiej napisanych opowiadań, bo chciałem by było dla każdego, bez wyniosłych opisów, przynudzania, pisania o rzeczach mało ważnych. Nawet bohaterów jest w nim niewielu.
      Pozdrawiam i dzięki za odwiedziny.

      Usuń
    2. Racja, czasami to kobiety są bardziej zawistne i okrutne. Uważam jednak, że nawet jeśli między nami panuje jakaś rywalizacja, to jesteśmy zdolne do prawdziwej przyjaźni ;) Chociaż z siostrami to już inna sprawa :P
      Ooo to nie wiedziałam. Cóż, zapewne każdy przypadek jest inny. Zarówno faceci, jak i kobiety potrafią zajść za skórę.
      Rozumiem. Będę je czytać dalej, a wtedy okaże się, jak się będę bawić ;)
      Tak, chodziło mi o wiek :) Po prostu łatwiej się o takich osobach czyta.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. Podoba mi się ten Bartuś, taki stary malutki, wygadany jak na czterolatka. Niezły z niego obserwator, jak dokładnie wyliczył kiedy Paulina chodzi na imprezy, uśmiałam się z tej ich rozmowy. Ale widać, że mają dobry kontakt, dobrze się czują w swoim towarzystwie, łączy ich niezaprzeczalna więź. Zastanawiam się tylko czy on jest jej synkiem, nie padło ani razu mamo, babcia jak wróciła to też zapytała wnuka, czy "Paulina" jest w kuchni, a nie czy jego mama? Ale jeżeli nie Paulina jest matką Bartka, to kto?
    Może mnie ktoś potępi i stwierdzi, że nie ma się z czego śmiać, ale mnie rozbawiło, jak Paula powiedziała do Bartka, że jego ojciec był pojebany jak sto kilo gwoździ, jakie porównanie, hahha. Może to nie było zbyt wychowawcze, bo on ma dopiero cztery lata i chyba ja sama nie pozwoliłabym sobie na takie dygresje do mojego dziecka na temat jego ojca. Z drugiej strony Bartek wydaje mi się być dość rezolutnym dzieckiem i jakoś nie widać było, żeby tym stwierdzeniem zbytnio się przejął.
    Paulinka doprawiła dla pewności zupę proszkiem z papierka, haha, przyznam się, że w przypadku pieczarkowej też mi się czasem zdarza, bo jak nie dodam tego magicznego proszku pt"zupa pieczarkowa" to mi nie smakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak to się stało, że nie odpisałem tobie na ten komentarz. Jakoś się tak zagubił...
      Wychowawcze pewnie nie było, ale realne już tak.
      A ja właśnie nigdy nie wrzucam takich papierków, znaczy ich zawartości do zupy. Za to moja żona bez tego niczego nie ugotuje. Jej jakby dać trzy kilo pomidorów i koncentrat, to zawsze wybierze koncentrat, bo roboty mniej i wszystko prościej i przyjemniej i na 100% się uda.

      Usuń
  6. Zainteresowałam się tym blogiem i tą historią, ponieważ mam słabość do zaborczej, toksycznej, zazdrosnej miłości - jak napisałeś w opisie. Podobnie w przypadku książek. Przeczytałam ich kilka i co jakiś czas szukam następne. Lubię to napięcie i emocję.
    Gratuluję, podjąłeś się pisania o kobietach z kobiecej perspektywy, co rzadko się zdarza, a przynajmniej na blogach lub ogólnie w internecie. Miło że opowieść (i dalsze) to nie słodkie, naiwne opowiastki, ale takie które ukazują trud życia codziennego i relacji międzyludzkich. Dla mnie nie ma tematów tabu, dlatego gdy ktoś decyduję się poruszy ich istotę, zyskuję plus. Czemu milczeć na te tematy? Milczenie w mojej ocenie rodzi wtedy niewiedze, a ta prowadzi do wrogości i uprzedzeń.
    Prawda, kobiety są sobie nawzajem bardzo często wrogami. Wiedzą, jak zranić, gdzie uderzyć, tak by zabolało i aby zyskać czas i siły, żeby się podnieść po zadanych ciosach. Może to dlatego, ponieważ niektóre (albo znaczna większość?) kobiet nie umie siebie zdefiniować, poznać, umiejscowić w świecie, przybliżyć się do własnych pragnień, oczekiwań - jedynie cudzych, narzuconych, lub takie które uchodzą za wystarczające, żeby być szczęśliwą - i robią to nawiązując relację i związki z facetami, chcąc tam odnaleźć siebie i oczekując, że miłość i bezpieczeństwo zapewni im coś na kształt prawdziwej tożsamości. I potem taka kobieta jest w stanie zrobić wiele, nawet własnej siostrze lub innej równie bliskiej kobiecie, świństwo, ranić. Zresztą, kobiety są uwięzione w pewien, przyjęty już tok myślenia o sobie, postępowania, że wrosły w to wszystko. Ale odnośnie samego rozdziału, Paulina - młoda kobieta, która ma prawo i z niego korzysta, oddając się zabawie, przyjemnością. Też lubię nieprzyzwoicie słodką herbatę i kawę (choć tą rzadko piję). Bartek, jak dziecko, nieznośne zadające tyle pytań i powtarzające "mądrości" po babci. Ogółem mam ambiwalentny stosunek do dzieci, i ów chłopczyk właśnie takie we mnie budzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba mam do podobnych miłości słabość. Jak mam czytać o idealnych romansach, słodkim uczuciu i opowiadaniach bez "tego czegoś", a tym czymś musi być choć trochę realności, to mnie skręca i szybko wypadam.
      Nie uważasz, że czytanie takich książek i oglądanie takich filmów to poniekąd katowanie samego siebie? Ja np lubię dramaty, lubię kryminały, lubię coś czuć przy czytaniu i oglądaniu i dostrzegam, że bardziej w pamięć zapada mi to co złe, a i uczucia łatwiej u mnie wzbudzić te negatywne. Potrafię obejrzeć film, a potem nie móc przez niego zasnąć, bo gdzieś tam mi szkoda bohaterów, zwłaszcza, gdy jest to zbudowane na faktach autentycznych. Moja żona nazywa to automasochizmem ;)
      Czy piszę z kobiecej perspektywy? Tak, ale akurat nie w tym opowiadaniu. No chyba, że masz na myśli to, że nie pomijam uczuć Pauliny, jej myśli, jej sposobu bycia. Zdarzyło mi się jednak pisać w pierwszej osobie, choćby na "Otchłani szarości" jako Magdalena Ignaszak (wczułem się w bohaterkę).
      Co do trudów życia codziennego, to zacytuję Urszule Cieplak z serialu "Brzydula" "dobrze jak nie za dobrze".
      Twój psychologiczny wywód o kobietach czytałem trzy razy i nadal nie wiem czy się z nim zgadzam czy nie. Z pewnością kobieta goni za poznaniem samej siebie, a jednocześnie za tym co narzucone przez dzisiejszy świat. To świat jaki ją otacza nagle okazuje się definiować ją, a nie odwrotnie.
      Fakt tez, że dużo kobiet, to takie, które same sobie nie umieją zapewnić bezpieczeństwa, troski, poczucia własnej wartości i liczą na to, że facet zrobi to za nie i samo jego posiadanie (nie posiada się ludzi, ale wiesz o co chodzi) sprawi, ze ona nagle poczuje się zatroszczona (takiego wyrazu chyba też nie ma), kochana, pewna siebie, a to tak nie działa i stąd potem tyle zawodów miłosnych.
      Nie lubisz Bartusia? Naprawdę? Ja chciałem, by jedynie był autentyczny.

      Usuń
  7. Wytłumacz mi, czemu nie ma tutaj mojego komentarza, kiedy ja to na pewno czytałam, bo ja nawet ci szablon robiłam, co? Jak mogłam przeczytać i nie skomentować?
    Cóż moja wina, postaram się nadrobić komentarze, bo z czytaniem jestem prawie na bieżąco. Tylko ja nie lubię komentować po takim czasie, więc wybacz jeśli mi coś ucieknie, bo mogę czegoś nie pamiętać.
    Pamiętam jednak, że pokochałam Bartusia, był łebski, taki zabawny i rezolutny mądrala.
    Paulinę natomiast szanowałam za to, że podjęła wyzwanie i nie okazała się być egoistką, wybrała pomóc rodzinie, zamiast np wyjechać na studia, załatwić sobie kąt w akademiku i dorywczo pracować na samą siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie ma tutaj twojego komentarza, bo go najwidoczniej poskąpiłaś.
      Tak, zgadza się, że Bartuś to rezolutny mądrala, a Paulina nie jest egoistką.

      Usuń