Propozycja randki
Norbert
zjawił się w domu Pauliny zaraz po tym, gdy dziewczyna wzięła
prysznic i doprowadziła się do względnego stanu. Nie przepraszał.
Przyszedł zwyczajnie spędzić z nią czas, tak jak to czynił
zazwyczaj w sobotnie popołudnia. Tym razem jednak było inaczej niż
do tej pory. Zdawał się być Pauli całkiem obojętny, zbędny.
Kiedy coś mówił, to go zbywała pomrukiwaniami różnego typu i
dalej zaczytana była w czasopismo dla nastolatek, która sama nie
wiedziała jakim cudem znalazło się w jej pokoju.
To
bardziej Bartuś ucieszył się z wizyty Norbiego niżeli dziewczyna.
Chłopiec nie odstępował go na krok i namawiał do budowania zamków
z pustych opakowań po jogurtach, których było tyle, że
niemożliwym było przejście środkiem pokoju w nocy, po ciemku i
żadnego nie nadepnąć.
Norbert
dogadywał się z chłopcem. Ścigali się, który z nich zbuduje
wyższą wieże. To wtedy Paulina postanowiła ruszyć swoje cztery
litery do tej jakże zacnej zabawy. Pomagała Bartusiowi, który nie
sięgał tak wysoko jak jej były chłopak, więc była zmuszona co
jakiś czas podnosić go do góry. W głowie jednak ciągle miała
Tomka, albo raczej to pyszne śniadanie, które samodzielnie,
zupełnie nieproszony dla niej zorganizował. Zastanawiała się też
czy Norbert wie, że ona już z nim nie jest, czy może wtedy w
klubie zagłuszyła ją muzyka albo on był tak pijany, że nic a nic
jej nie zrozumiał. Postanowiła wyprowadzić go z błędu i
wprowadzić na proste drogi natychmiast, z miejsca.
Zamek
upadał, a Norbert wykrzykiwał jej prosto w twarz:
– Co
ty sobie takiego wyobrażasz!? Masz już kogoś!? Szybko się, kurwo,
pocieszyłaś!?
Nie
zważała na jego wrzaski. Spokojnie otworzyła drzwi od pokoju, a
następnie te wejściowe.
– Wyjdź
– zażądała. – Wyjdź! – dodała bardziej nieustępliwym,
nieco agresywnym tonem.
To
wtedy, kiedy zamykała drzwi za umięśnionym brunetem, pierwszy raz
zauważyła, że granatowy Golf przejeżdża ulicą nieopodal jej
domu. Ten sam samochód, tego samego dnia, widziała jeszcze trzy
razy, ale nigdy nie był na tyle blisko, by miała możliwość
przyjrzeć się kierowcy. Szczerze wątpiła, że to Tomek. Uważała,
że takich aut jest dużo, i że co najmniej dwóch na dziesięciu
młodych ludzi jeździ podobnymi. Poza tym, co Tomek miałby robić
na jej ulicy i to tyle razy w ciągu jednego dnia?
Iwona
wróciła do domu dopiero wieczorem. Miała popołudniową zmianę w
markecie, w którym pracowała. Bartek z progu opowiedział jej o tym
jak Paulina pokłóciła się z Norbertem i jak ten nieładnie ją
wyzwał, a potem wyszedł i trzasnęły za nim drzwi. Matka Pauli
była nawet zadowolona, że ten typek przestanie się kręcić w
pobliżu jej córki. Nie uważała go za nic porządnego, ot,
tolerowała, bo musiała, bo nie chciała się kłócić, bo to był
wybór jej młodszej córki, a nie jej, więc nie miała prawa się
do tego wtrącać i niczego na niej wymuszać. Nie chciała wyjść
potem na najgorszą. Już lepiej wolała być blisko, by w razie
czego Paulina mogła się jej zwierzyć. Blondynka jednak nigdy nie
widziała w swej matce przyjaciółki, więc ta nie była
powierniczką jej sekretów ani pocieszycielką w obliczu zmartwień.
O
wiele lepszy kontakt Paulina zdawała się mieć z siostrą, ale ta
teraz była na wyjeździe. Pojechała do nowo poznanego przez
internet chłopaka. Natalia taka już była, szukała swojego
szczęścia. Uważała, że w wieku dwudziestu trzech lat powinna
mieć już względnie poukładane życie uczuciowe i rodzinne zresztą
też, dlatego nieustannie umawiała się z każdym kto tylko ją
zaczepił na profilu portalu randkowego. Oczywiście Natalia
powiedziała matce, że jedzie na szkolenie zawodowe, bo bez tego ją
zwolnią. W rzeczywistości wzięła bezpłatny urlop, by tylko móc
spędzić tych kilka dni ze swoim nowym Misiem.
– Wyjdziesz
ze śmieciami? – zapytała Iwona swoją córkę. Czuła się
zmęczona i jedyne o czym marzyła, to o tym by zalec na kanapie
przed telewizorem.
– Wyjdę!
– odkrzyknęła, wpatrzona w ekran laptopa i dyskutująca przez
komunikator ze swoją przyjaciółką. Opowiadała Agacie o tym jak
wyrzuciła Norberta i o śniadaniu jakie otrzymała od Tomka, choć
mężczyzna nie podał jej go osobiście.
Była
dumna z Tomasza, że ma fantazję, no i wreszcie miała o czym
opowiadać, a nie tylko być słuchaczką cudzych opowieści. To
sprawiało, że czuła się dumna, w pewien sposób podziwiana. Z
odpowiedzi Agaty wyczytała, że ta jej zazdrości, bo jej Seba,
nawet gdy z nim była, to co najwyżej szarpnął się na zwiędłe
kwiaty, które jakaś babuleńka z bazarku wcisnęła mu za pół
ceny albo na plastikową, tandetną biżuterię, której już nie
miała gdzie pomieścić.
– Babcia
mówiła o śmieciach – napomniał Batuś, leżący w łóżku i
oglądający bajkę na małym, przenośnym DVD.
– Tak?
– zdziwiła się Paula.
– Echeś
– odburknął, wpatrzony w śmierć Skazy. – Mogę obejrzeć
jeszcze drugą część? – dopytywał.
– Mam
dobry humor, więc możesz – odpowiedziała, żegnając się
jednocześnie z przyjaciółką i zmierzając do kuchni.
Nie
zastała jednak śmieci tam gdzie było ich miejsce. Okazało się,
że jej matka wyjęła już worek, związała go i oparła o drzwi
przedpokoju.
– Ciężkie
– zamarudziła i ledwie otworzyła drzwi, a Tomasz już znalazł
się przy jej boku, by ją wyręczyć.
Z
początku się go wystraszyła, gdyż zupełnie się go nie
spodziewała.
– Przejeżdżałem
i postanowiłem zajrzeć – wyjaśnił. – Chciałem zapytać jak z
Norbertem?
– Długo
tutaj tak stoisz!? – naskoczyła na niego.
Speszył
się, ale to trwało tylko chwilę, zaraz pokręcił głową i
wyjaśnił, że nie, że przed chwilą dopiero znalazł wolne miejsce
parkingowe, przyszedł, furtka była otwarta więc wszedł i nawet
nie zdążył wejść na klatę schodową, gdyż ona go zaskoczyła,
nagłym wyjściem na dwór o tak późnej porze.
– Jestem
dużą dziewczynką, nawet w nocy nie zabłądzę – powiedziała
nieco chamowatym tonem, ale pozwoliła mu na to, by to on zatargał
worek pod sam kosz, a potem wrzucił go do pojemnika.
– Pytałem
jak z Norbertem? – przypomniał.
– Czy
to takie ważne?
– Nie
spotykałbym się z ładną dziewczyną, gdyby ta była zajęta.
– Chcesz
się... – nie dokończyła, bo niespodziewanie chwycił ją za
rękę.
– Chodź,
coś ci pokażę.
– Co
ty...
– No
nie bój się, nic ci nie zrobię, tylko coś ci pokażę –
zachęcał.
Pomimo
że była w samych skarpetach i japonkach, których nie była w
stanie dobrze założyć właśnie przez obecność tych skarpet, to
zdecydowała się podążyć za nim na tyły domu, gdzie zaparkował
samochód.
– Ja
naprawdę przepraszam, że cię tak nachodzę – zaczął – ale
nie miałem twojego numeru, by móc cię poinformować i zapytać...
jakoś tak normalnie – nieco się zamieszał i spuścił głowę,
ale szybko odzyskał pewność siebie. – Chciałem jedynie poprawić
ci humor. – Podszedł do bagażnika i otworzył go za pomocą
kluczyka.
Zerkała
z początku przez jego ramię, ale nie za dużo widziała, więc
dopiero gdy się odsunął jej oczom ukazały się dwie piramidy –
jedna złożona z pomarańczy, a druga z papierosów.
– Którą
wybierasz? – zapytał. – Nie bądź zachłanna, nie możesz wziąć
dwóch, jedna jest moja! – dodał szybko, żartobliwym tonem i
patrzył z zadowoleniem w jej roześmianą, szczęśliwą twarz. –
A tak poważnie... – Stanął niemal na baczność i mocno zacisnął
zęby. Zmarszczki na jego twarzy się uwidoczniły i wyglądał
dokładnie tak, jakby się czegoś bał. – Umówisz się ze mną
jutro na obiad? – zapytał szybko, jednym tchem, a potem ponownie
się rozpromienił.
Paulina
zaczęła doceniać jego nietuzinkowość i poczucie humoru, to jak
bardzo jej nadskakiwał, byleby tylko poprawić jej nastrój.
Postanowiła dostosować się do jego sposobu bycia i odpowiedziała:
– Ale
tylko jeśli pozwolisz mi być zachłanną i zabrać obydwie
piramidy.
Ucieszył
się.
– Oczywiście,
ale tylko pod warunkiem, że pozwolisz mi je wnieść.
– Jest
późno, więc nie masz co liczyć nawet na herbatę – uprzedziła.
– Jedynie
je wniosę, położę gdzie sobie życzysz i będę spadał. Rano idę
do pracy, więc lepiej bym się wyspał.
– Pracujesz
w niedzielę? – zdziwiła się.
– Dodatkowa
fucha. Będę się bawił w Boba Budowniczego.
– Co
będziesz budował?
– Podłogę
– odparł, a ona wejrzała się na niego jakby mówił co najmniej
po chińsku. – Panele będę kładł – wyjaśnił w taki sposób,
jakby to było przecież oczywiste. – Trzymaj drzwi – polecił,
biorąc najpierw piramidę z pomarańczy, gdyż ta była znacznie
cięższa i choć owoce były sklejone, to musiał uważać, by nie
pospadały. Z papierosami było znacznie lżej, bo nie dość, że
mniej ważyły, to jeszcze były w zapieczętowanych opakowaniach.
– Zawsze
palisz tylko Marlboro? – dopytywała, gdy ją mijał, a ona uważnie
się przyjrzała i dostrzegła, że choć papierosy były różne od
miętowych po super mocne, to jednak zawsze marka była taka sama.
– Tak
jakoś wyszło, kwestia przyzwyczajenia. – Puścił do niej oczko.
– Przestań robić za odźwierną i powiedz mi lepiej, które to
piętro – powiedział jednym tchem, a następnie zaczekał aż to
ona ruszy przodem.
W
taki sposób miał możliwość podziwiania jej pośladków, które,
co prawda, w dresie prezentowały się znacznie gorzej niż w
obcisłej tunice, a i idąc na płaskiej podeszwie mniej nimi
falowała niż wtedy, gdy była na wysokim obcasie, ale pomimo tego i
tak widok był całkiem apetyczny.