sobota, 23 lipca 2016

Paulina – część 5

Propozycja randki

Norbert zjawił się w domu Pauliny zaraz po tym, gdy dziewczyna wzięła prysznic i doprowadziła się do względnego stanu. Nie przepraszał. Przyszedł zwyczajnie spędzić z nią czas, tak jak to czynił zazwyczaj w sobotnie popołudnia. Tym razem jednak było inaczej niż do tej pory. Zdawał się być Pauli całkiem obojętny, zbędny. Kiedy coś mówił, to go zbywała pomrukiwaniami różnego typu i dalej zaczytana była w czasopismo dla nastolatek, która sama nie wiedziała jakim cudem znalazło się w jej pokoju.
To bardziej Bartuś ucieszył się z wizyty Norbiego niżeli dziewczyna. Chłopiec nie odstępował go na krok i namawiał do budowania zamków z pustych opakowań po jogurtach, których było tyle, że niemożliwym było przejście środkiem pokoju w nocy, po ciemku i żadnego nie nadepnąć.
Norbert dogadywał się z chłopcem. Ścigali się, który z nich zbuduje wyższą wieże. To wtedy Paulina postanowiła ruszyć swoje cztery litery do tej jakże zacnej zabawy. Pomagała Bartusiowi, który nie sięgał tak wysoko jak jej były chłopak, więc była zmuszona co jakiś czas podnosić go do góry. W głowie jednak ciągle miała Tomka, albo raczej to pyszne śniadanie, które samodzielnie, zupełnie nieproszony dla niej zorganizował. Zastanawiała się też czy Norbert wie, że ona już z nim nie jest, czy może wtedy w klubie zagłuszyła ją muzyka albo on był tak pijany, że nic a nic jej nie zrozumiał. Postanowiła wyprowadzić go z błędu i wprowadzić na proste drogi natychmiast, z miejsca.
Zamek upadał, a Norbert wykrzykiwał jej prosto w twarz:
Co ty sobie takiego wyobrażasz!? Masz już kogoś!? Szybko się, kurwo, pocieszyłaś!?
Nie zważała na jego wrzaski. Spokojnie otworzyła drzwi od pokoju, a następnie te wejściowe.
Wyjdź – zażądała. – Wyjdź! – dodała bardziej nieustępliwym, nieco agresywnym tonem.
To wtedy, kiedy zamykała drzwi za umięśnionym brunetem, pierwszy raz zauważyła, że granatowy Golf przejeżdża ulicą nieopodal jej domu. Ten sam samochód, tego samego dnia, widziała jeszcze trzy razy, ale nigdy nie był na tyle blisko, by miała możliwość przyjrzeć się kierowcy. Szczerze wątpiła, że to Tomek. Uważała, że takich aut jest dużo, i że co najmniej dwóch na dziesięciu młodych ludzi jeździ podobnymi. Poza tym, co Tomek miałby robić na jej ulicy i to tyle razy w ciągu jednego dnia?
Iwona wróciła do domu dopiero wieczorem. Miała popołudniową zmianę w markecie, w którym pracowała. Bartek z progu opowiedział jej o tym jak Paulina pokłóciła się z Norbertem i jak ten nieładnie ją wyzwał, a potem wyszedł i trzasnęły za nim drzwi. Matka Pauli była nawet zadowolona, że ten typek przestanie się kręcić w pobliżu jej córki. Nie uważała go za nic porządnego, ot, tolerowała, bo musiała, bo nie chciała się kłócić, bo to był wybór jej młodszej córki, a nie jej, więc nie miała prawa się do tego wtrącać i niczego na niej wymuszać. Nie chciała wyjść potem na najgorszą. Już lepiej wolała być blisko, by w razie czego Paulina mogła się jej zwierzyć. Blondynka jednak nigdy nie widziała w swej matce przyjaciółki, więc ta nie była powierniczką jej sekretów ani pocieszycielką w obliczu zmartwień.
O wiele lepszy kontakt Paulina zdawała się mieć z siostrą, ale ta teraz była na wyjeździe. Pojechała do nowo poznanego przez internet chłopaka. Natalia taka już była, szukała swojego szczęścia. Uważała, że w wieku dwudziestu trzech lat powinna mieć już względnie poukładane życie uczuciowe i rodzinne zresztą też, dlatego nieustannie umawiała się z każdym kto tylko ją zaczepił na profilu portalu randkowego. Oczywiście Natalia powiedziała matce, że jedzie na szkolenie zawodowe, bo bez tego ją zwolnią. W rzeczywistości wzięła bezpłatny urlop, by tylko móc spędzić tych kilka dni ze swoim nowym Misiem.
Wyjdziesz ze śmieciami? – zapytała Iwona swoją córkę. Czuła się zmęczona i jedyne o czym marzyła, to o tym by zalec na kanapie przed telewizorem.
Wyjdę! – odkrzyknęła, wpatrzona w ekran laptopa i dyskutująca przez komunikator ze swoją przyjaciółką. Opowiadała Agacie o tym jak wyrzuciła Norberta i o śniadaniu jakie otrzymała od Tomka, choć mężczyzna nie podał jej go osobiście.
Była dumna z Tomasza, że ma fantazję, no i wreszcie miała o czym opowiadać, a nie tylko być słuchaczką cudzych opowieści. To sprawiało, że czuła się dumna, w pewien sposób podziwiana. Z odpowiedzi Agaty wyczytała, że ta jej zazdrości, bo jej Seba, nawet gdy z nim była, to co najwyżej szarpnął się na zwiędłe kwiaty, które jakaś babuleńka z bazarku wcisnęła mu za pół ceny albo na plastikową, tandetną biżuterię, której już nie miała gdzie pomieścić.
Babcia mówiła o śmieciach – napomniał Batuś, leżący w łóżku i oglądający bajkę na małym, przenośnym DVD.
Tak? – zdziwiła się Paula.
Echeś – odburknął, wpatrzony w śmierć Skazy. – Mogę obejrzeć jeszcze drugą część? – dopytywał.
Mam dobry humor, więc możesz – odpowiedziała, żegnając się jednocześnie z przyjaciółką i zmierzając do kuchni.
Nie zastała jednak śmieci tam gdzie było ich miejsce. Okazało się, że jej matka wyjęła już worek, związała go i oparła o drzwi przedpokoju.
Ciężkie – zamarudziła i ledwie otworzyła drzwi, a Tomasz już znalazł się przy jej boku, by ją wyręczyć.
Z początku się go wystraszyła, gdyż zupełnie się go nie spodziewała.
Przejeżdżałem i postanowiłem zajrzeć – wyjaśnił. – Chciałem zapytać jak z Norbertem?
Długo tutaj tak stoisz!? – naskoczyła na niego.
Speszył się, ale to trwało tylko chwilę, zaraz pokręcił głową i wyjaśnił, że nie, że przed chwilą dopiero znalazł wolne miejsce parkingowe, przyszedł, furtka była otwarta więc wszedł i nawet nie zdążył wejść na klatę schodową, gdyż ona go zaskoczyła, nagłym wyjściem na dwór o tak późnej porze.
Jestem dużą dziewczynką, nawet w nocy nie zabłądzę – powiedziała nieco chamowatym tonem, ale pozwoliła mu na to, by to on zatargał worek pod sam kosz, a potem wrzucił go do pojemnika.
Pytałem jak z Norbertem? – przypomniał.
Czy to takie ważne?
Nie spotykałbym się z ładną dziewczyną, gdyby ta była zajęta.
Chcesz się... – nie dokończyła, bo niespodziewanie chwycił ją za rękę.
Chodź, coś ci pokażę.
Co ty...
No nie bój się, nic ci nie zrobię, tylko coś ci pokażę – zachęcał.
Pomimo że była w samych skarpetach i japonkach, których nie była w stanie dobrze założyć właśnie przez obecność tych skarpet, to zdecydowała się podążyć za nim na tyły domu, gdzie zaparkował samochód.
Ja naprawdę przepraszam, że cię tak nachodzę – zaczął – ale nie miałem twojego numeru, by móc cię poinformować i zapytać... jakoś tak normalnie – nieco się zamieszał i spuścił głowę, ale szybko odzyskał pewność siebie. – Chciałem jedynie poprawić ci humor. – Podszedł do bagażnika i otworzył go za pomocą kluczyka.
Zerkała z początku przez jego ramię, ale nie za dużo widziała, więc dopiero gdy się odsunął jej oczom ukazały się dwie piramidy – jedna złożona z pomarańczy, a druga z papierosów.
Którą wybierasz? – zapytał. – Nie bądź zachłanna, nie możesz wziąć dwóch, jedna jest moja! – dodał szybko, żartobliwym tonem i patrzył z zadowoleniem w jej roześmianą, szczęśliwą twarz. – A tak poważnie... – Stanął niemal na baczność i mocno zacisnął zęby. Zmarszczki na jego twarzy się uwidoczniły i wyglądał dokładnie tak, jakby się czegoś bał. – Umówisz się ze mną jutro na obiad? – zapytał szybko, jednym tchem, a potem ponownie się rozpromienił.
Paulina zaczęła doceniać jego nietuzinkowość i poczucie humoru, to jak bardzo jej nadskakiwał, byleby tylko poprawić jej nastrój. Postanowiła dostosować się do jego sposobu bycia i odpowiedziała:
Ale tylko jeśli pozwolisz mi być zachłanną i zabrać obydwie piramidy.
Ucieszył się.
Oczywiście, ale tylko pod warunkiem, że pozwolisz mi je wnieść.
Jest późno, więc nie masz co liczyć nawet na herbatę – uprzedziła.
Jedynie je wniosę, położę gdzie sobie życzysz i będę spadał. Rano idę do pracy, więc lepiej bym się wyspał.
Pracujesz w niedzielę? – zdziwiła się.
Dodatkowa fucha. Będę się bawił w Boba Budowniczego.
Co będziesz budował?
Podłogę – odparł, a ona wejrzała się na niego jakby mówił co najmniej po chińsku. – Panele będę kładł – wyjaśnił w taki sposób, jakby to było przecież oczywiste. – Trzymaj drzwi – polecił, biorąc najpierw piramidę z pomarańczy, gdyż ta była znacznie cięższa i choć owoce były sklejone, to musiał uważać, by nie pospadały. Z papierosami było znacznie lżej, bo nie dość, że mniej ważyły, to jeszcze były w zapieczętowanych opakowaniach.
Zawsze palisz tylko Marlboro? – dopytywała, gdy ją mijał, a ona uważnie się przyjrzała i dostrzegła, że choć papierosy były różne od miętowych po super mocne, to jednak zawsze marka była taka sama.
Tak jakoś wyszło, kwestia przyzwyczajenia. – Puścił do niej oczko. – Przestań robić za odźwierną i powiedz mi lepiej, które to piętro – powiedział jednym tchem, a następnie zaczekał aż to ona ruszy przodem.
W taki sposób miał możliwość podziwiania jej pośladków, które, co prawda, w dresie prezentowały się znacznie gorzej niż w obcisłej tunice, a i idąc na płaskiej podeszwie mniej nimi falowała niż wtedy, gdy była na wysokim obcasie, ale pomimo tego i tak widok był całkiem apetyczny.

Paulina – część 4

Śniadanie dostarczone

Blondynka ledwie uniosła powieki, a już zakryła błękitnozielone oczy dłońmi. Słońce, które wpadło nieproszone i rozpanoszyło się na dobre po jej czterech kątach bolało ją. Wydawało jej się, że te promienie wpadają przez wzrok i kują gdzieś w sam środek wnętrza głowy. W końcu jednak się przemogła, gdyż poczuła się do tego zmuszona, natarczywym dzwonieniem domofonu. Zwlekła się z łóżka i wciąż ubrana w tunikę oraz stringi, wyszła przed dom. Nie chciała wpuszczać kogoś kogo nie znała, a mężczyzna z głosu wydawał jej się być zupełnie obcy. Miała racje. Facet, który stał za furtką był jedynie kurierem. Dostarczył jej tekturową podstawkę, na której dumie stały dwa kubki kawy. Jedna z nich była z mlekiem, a druga zupełnie czarna. W wolnej kratce znajdował się cukier i to zarówno biały jak i brązowy.
Co to jest? – zapytała.
Pani zamówienie.
Niczego nie zamawiałam – niemal się oburzyła.
Jest opłacone. Pan co zamawiał mówił, że tu jest wiadomość. – Mężczyzna w brązowej czapeczce z daszkiem, na której widniało logo jakieś firmy, której ona nawet nie znała, wyciągnął w jej stronę dłoń, trzymając w niej papierowe opakowanie.
W takim razie, dziękuję. – Uśmiechnęła się, średnio zadowolona z tego, że ktoś widział ją taką niewyspaną, zmarnowaną, na dodatek z rozmazanym makijażem.
W kuchni położyła wszystko na stole i zaczęła od napicia kawy, nawet nie zastanawiając się, że ta może być czymś doprawiona. Osłodziła ją jak zwykle nieprzyzwoicie dużą ilością cukru, mieszając przy tym obydwa jego rodzaje i zajęła się otwieraniem papierowej tytki. Uderzył w nią zapach, charakterystyczny i na tyle nieustępliwy, że przed jej oczami przeleciały wszystkie sytuacje, w których miała możliwość znajdować się w pobliżu piekarni, w chwili gdy wypiekany był chleb. Jednak to co znajdowało się wewnątrz, nie przypominało chleba.
Rogaliki – szepnęła, a kąciki ust samoistnie powędrowały ku górze. – Croissanty – poprawiła szybko, smakując jednego. Był świeżutki, miękki i tak przyjemnie maślany, że aż zdawał rozpływać się w jej ustach.
Co masz? – zapytał Bartuś, który na bosaka wbiegł do kuchni i szybko wskoczył na narożnik.
Takie rogale, chcesz? – Wyciągnęła kolejny i podała chłopcu wprost do ręki.
A dobre są? – dopytywał.
Najlepsze jakie jadłam. – Ugryzła, przysiadła i rozmarzała się dalej. W wyobraźni nie znajdowała się w starej, wymagającej odmalowania kuchni, a w kawiarni pełnej kwiatów i koszy ze świeżymi owocami oraz warzywami, gdzie stoły przyozdobione były staromodnymi obrusami w czerwono-białą lub niebiesko-białą kratę.
Faktycznie, pychoszka – poparł Tosiek, oczywiście nie trudząc się tym by najpierw przemielić i przełknąć nim się odezwie. Niemal jak zwykle w takich momentach mówił z pełną buzią. – Babcia je kupiła? – dopytywał, sięgając po kolejnego.
Nie – odpowiedziała Paulina i wtedy przypomniała sobie o liściku. Wydobyła z wnętrza tytki małą, białą kopertę, a z niej wyjęła kartkę formatu A5 zwiniętą na cztery.
Nie byłem pewny jaką kawę pijasz, ani czy w ogóle jadasz śniadania, ale chciałem jakoś ci podziękować za ten mile spędzony wspólnie czas, choć żadne z nas tego nie planowało.
Pozdrawiam.
Tomasz Bordych, rocznik 1988 ;-)
Paulina roześmiała się w głos, gdy przeczytała podpis, który nawiązywał do poprzedniego dnia i zachęty Tomka, by ona i Agata nie obawiały się go i przystały na jego propozycję podwózki.
Po chwili w kuchni pojawiła się matka dziewczyny i także była zdziwiona, niemal tak samo jak Bartek, gdy ujrzała Paulę w sobotę tak wcześnie na nogach.
Chcesz kawy z mlekiem? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, wyciągnęła w stronę rodzicielki dłoń z tekturowym kubkiem.
Iwona zmierzyła córkę od stóp do głów, a potem zapytała:
Byłaś na stacji benzynowej w takim stroju?
Nie, ja nigdzie nie byłam. To wszystko samo tak do mnie przyszło – odpowiedziała niezwykle zadowolona. – Weź rogalika, jest ich dużo, sama tyle nie zjem.
Zamówiłaś jedzenie do domu? – dopytywała dalej, ale jej wzrok niemal samoistnie zjechał na kartkę, która leżała na stole i była ułożona akurat w taki sposób, że nie miała trudności, by rozczytać wiadomość. – Czyli rozumiem, że noc ze śniadaniem? – rzuciła nieuprzejmie, ale croissantem się poczęstowała.
Nie jestem dziwką. Wróciłam do domu.
O której?
Jestem dorosła, nie muszę ci się spowiadać.
A kim jest Tomek? – ciągnęła temat dalej, mając nadzieję, że jakoś uda jej się sprowokować córkę, jeśli nie do wyznań, to chociażby do krzyku, którym jej wszystko zdradzi, także swoje emocje.
Paulina jednak okazała się sprytniejsza, uśmiechnęła się chytrze, zabrała kartkę, złożyła ją ponownie na cztery i wcisnęła do koperty. Wzięła jeszcze jednego rogalika w swoją dłoń i rzuciła jakby od niechcenia:
Chodź, Bartuś, bo tutaj to się nie ma poszanowania dla cudzej prywatności za grosz, nawet korespondencję nieswoją się czyta.
Przecież nie czytałam, tylko jak leżało, to zerknęłam!
To trzeba było zamknąć oczy – przemówiła chytrze, ale z delikatnym uśmiechem rozbawienia na ustach.
To powiesz kim jest Tomek czy nie?
Może kiedyś, a teraz przepraszam, ale ja idę dalej spać. – Zamknęła za sobą drzwi, które prowadziły do jej pokoju, który dzieliła wraz z siostrą i Bartoszem.
Chłopiec wzruszył teatralnie ramionkami, a potem zachęcił babcie do tego, by skosztowała jeszcze jednego rogalika.
Pychoszka są – mówił i nagle posmutniał, gdy Iwona przyłożyła kubek do ust. – A dlaczemu ja nie dostałem choćby czekoladki na gorąco?
Zrobię ci kakao. – Była gotowa już wyciągać rondelek, by zagotować dla swojego kochanego, jedynego wnusia mleka i to nawet na dwa kubki, ale on szybko jej w tym przeszkodził.
Nie chcem! Chcem tylko wiedzieć czemu ja nie dostałem?
Nie wiem, jak poznamy tego Tomka, to się go zapytamy, dobra?
Echeś. By już o mnie pamiętał i mnie nigdy nie pomijał – wymądrzał się dalej czterolatek. – A Norber dziś przyjdzie?
Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą, nawet nie trudząc się tym, by poprawić chłopca, któremu czasami zdarzało się przekręcać wyrazy i zjadać niektóre literki. Sądziła, że gdy będzie go nieustannie poprawiała, to będzie mu przykro, a jej zdaniem, on był jeszcze całkiem malutki i miał jeszcze sporo czasu, by się wielu rzeczy nauczyć. 

Paulina – część 3

Bez żalu

Agata została bezpiecznie odprowadzona pod same drzwi domu, które otworzył jej brat i wtargał ją możliwie jak najciszej do środka, by nie zbudzić przy tym rodziców ani dziadków. Paulina wyjaśniła mu, że to był tylko taki przypadek, o jeden kieliszek za dużo. Pomruczał coś nieszczególnie zadowolony, ale w końcu, gdy ona się do niego uśmiechnęła, to odwzajemnił ten uśmiech i życzył dziewczynie dobrej nocy.
Paulina odetchnęła z ulgą i zeszła na dół, pod blok, gdzie nie spodziewała się zastać Tomka. Sądziła, że mężczyzna odjedzie, bo zresztą sama to kazała mu uczynić, ale on zdecydował się zaczekać.
Tak się właśnie spodziewałem, że nie zostaniesz u koleżanki na noc – powiedział i wysilił się na to, by lekko unieść kąciki ust ku górze. Siedział na ławce, nieco skulony, bo noce były już mroźne, a on jako ten całkowicie trzeźwy nie był pod wpływem złudzenia, że alkohol ogrzewa. Palił papierosa.
Poczęstuj mnie – zażądała, przysiadając się obok niego. Odchyliła się do tyłu, by zapiąć skórzaną, czarną kurtkę niemal pod samą szyję, bo jego wzrok na jej piersiach stawał się bardzo namacalny, co ją niezmiernie denerwowało.
Zniszczysz sobie cerę – stwierdził, ale jednak wyjął z kieszeni paczkę czarnych i choć cienkich to jednak mocnych Marlboro. Otworzył ją nawet przed nią, a gdy wzięła jednego i pochwyciła go w swoje, wymalowane czerwoną szminką, wargi, to bez chwili zastanowienia posłużył jej ogniem.
Od palenia? – zdecydowała się zapytać, by kontynuować zaczęty temat. Milczenie wyjątkowo jej ciążyło i przyprawiało o gęsią skórkę. Zastanawiała się czy dreszcze wstępują na jej ciało za sprawą zimnego wiatru i bosych stóp, czy może to towarzystwo Tomka tak na nią działa.
Tak – odpowiedział. – Możesz mi nie wierzyć, ale pomarszczysz się od tego jak zepsuta pomarańcza.
Rzadko palę.
Rzadko w przypadku kobiety, to i tak za często.
Sam palisz – zauważyła.
W przypadku kobiety – powtórzył i zaciągnął się wyjątkowo mocno. – Mężczyzna wystarczy jak jest odrobinę piękniejszy od samego diabła – zażartował, a dym wyleciał z jego ust i przez moment sprawił, że jego twarz wydała jej się być całkiem niewyraźna. – Długo ty i Norbert byliście razem? – wcale nie krępował się, by zadać jej to pytanie.
Prawie cztery lata.
Spory staż.
Związałam się z nim zaraz po tym jak skończyłam osiemnaście lat. Za dwa tygodnie mielibyśmy czwartą rocznicę.
Za dwa tygodnie masz urodziny? – podłapał, a wesoły uśmiech rozpromienił jego twarz i sprawił, że samemu jemu zrobiło się cieplej.
Paulina natomiast zdecydowała się rozpiąć niemal po sam pępek.
Za tydzień mam urodziny, za dwa tygodnie byłoby nasze czterolecie – sprostowała.
Jakie masz plany na ten dzień?
Na który? – roześmiała się.
Na obydwa – także się zaśmiał i wyrzucił niedopałek na chodnik, by zmiażdżyć go podeszwą swojego buta.
Nie wiem sama. Chyba będę płakała do poduszki.
Nie wyglądasz na szczególnie smutną i pełną żalu z powodu tego rozstanie – zauważył, a potem, zdając sobie sprawę z tego, że tematem posuwa się za daleko i zaczyna ją peszyć, zdecydował się wyjąć papierosa z jej ust i wsadzić między swoje wargi.
No ej! – zaprotestowała.
Już mówiłem, zmarszczysz się jak przeterminowana pomarańcza. – Wstał z ławki i skierował się w stronę samochodu. Otworzył przed nią drzwi. – Nie miej mi za złe, że dbam jedynie o twoje zdrowie – dodał z uroczą miną.
Przewróciła oczami, teatralnie i naumyślnie niezwykle głośno westchnęła, a potem rozsiadła się na miejscu pasażera, tego znajdującego się przy boku kierowcy. Dopiero wtedy dotarło do niej, że w samochodzie Tomka kierownica znajduje się nie po lewej, a po prawej stronie. Zdecydowała się więc o to zapytać.
Byłem kilka lat w Londynie. Pracowałem. Wyjechałem zaraz po gimnazjum.
Nie masz specyficznego akcentu.
Pewnie dlatego, że go nie nabrałem. Pracowałem głównie z Polakami, a do angielszczyzny mam uraz jeszcze z czasów podstawówki. Miałem takiego nauczyciela, że z roku na rok ledwie zdawałem. Gnębił mnie na wszystkie możliwe sposoby – wspomniał.
Szkoda, że masz barierę językową, bo to jednak bardzo powszechny język, bywa przydatny.
Jeśli ty takowej bariery nie masz, to przy następnym wyjeździe przemycę cię w walizce byś robiła mi za osobistą tłumaczkę.
Rozbawił ją tym stwierdzeniem na tyle, że nie potrafiła przestać się uśmiechać. Gdzieś nagle zniknęła cała bariera, którą do niego odczuwała od samego początku. Poczuła się, jakby znali się co najmniej kilka miesięcy i byli zdolni do tego, by spędzać z sobą przyjemnie czas. Nagle uświadomiła sobie, że ciągle stoją pod blokiem, w którym mieszkała Agata.
Czemu stoimy?
Bo szofer nie wie dokąd ma jechać – odpowiedział i niewinnie rozłożył ręce na boki, wzruszając przy tym ramionami.
Przepraszam, nie traktuję cię jak szofera i oddam ci za paliwo, tylko...
Przecież mi zupełnie nie o to chodziło! – przerwał jej szybko, nieco się przy tym unosząc, ale jego oczy i usta zdawały się ciągle uśmiechać. – Chcę tylko podstępem wymóc na tobie byś podała mi pełny adres, a nie jedynie nazwę ulicy.
A dlaczego to tak? – Rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie.
A niespodzianka. – Sparodiował jej gest i odpalił silnik. – Dokąd waćpanna sobie życzy?
Staszica.
A dalej?
Co dalej?
Staszica ile przez ile?
Cztery i bez przez, jedynie B – zdecydowała się na szczerość i zajęła zapinaniem pasów.
Zacinały się, więc jej w tym pomógł, nieco zahaczając przy tym o jej nagie udo, gdyż krótka, czerwona tunika, którą miała na sobie, mocno się podwinęła, odsłaniając przy tym niemal połowę pośladków, niczym nieosłoniętych, bo ich właścicielka tej nocy zdecydowała się na przywdzianie skąpej bielizny, złożonej z kilku sznurków na krzyż.
Tomek nieco speszył się dotykiem. Zdaniem Pauliny wyglądało to tak, jakby był prawiczkiem, albo jedynie się na takiego zgrywał. Zdecydowała się jednak nieco opuścić tunikę ku dołowi, by go nie wodzić na pokuszenie.
Niecałe osiem minut później zajechali już pod dwupiętrowy domek, który miasto przerobiło na cztery dwupokojowe mieszkania i miało to miejsce lata temu. Były to czasy tak odległe, że Paulina nawet ich nie pamiętała, a znała je jedynie z opowieści matki. To w tym domu zmarł jej ojciec. Kopnął go prąd, kiedy starał się naprawić elektrykę.
Dziewczyna zdecydowała się pożegnać z nowym kolegą bardziej po przyjacielski niżeli oficjalnie, dlatego też musnęła go w policzek, a nie jedynie podała mu dłoń. Po tym geście, widząc jego zaskoczoną minę, jednak szybko wyszła z samochodu i czmychnęła na wąską klatkę schodową, kierując się na pierwsze piętro.
Szpilki trzymała w dłoniach, by ich stukotem nie zbudzić matki i małego Bartusia oraz, przy okazji też, nie zdenerwować sąsiadów. Nie trudziła się nawet ze zdjęciem wszystkich ubrań. Zrzuciła z siebie jedynie kurtkę i pozbyła się stanika. W stringach i tunice położyła się do łóżka. Zasnęła szybko, bez żalu i płaczu do poduszki. Następnego dnia także nie odczuwała braku Norberta. Wtedy właśnie uświadomiła sobie, że to z pewnością nie było to, skoro ona po rozstaniu nawet nie jest zdolna do tego by cierpieć.

Paulina – część 2

Klub

Paulina piątkowej nocy wylądowała pośród świateł reflektorów, ogłuszającej muzyki i dymu nikotynowego unoszącego się w powietrzu. Było więc dokładnie tak jak to przewidział mały Bartuś – jak niemal co piątek poszła do klubu. Babcia, czytając chłopcu bajkę na dobranoc i utulając do snu, tłumaczyła, że Paula jest jeszcze młoda, że musi się wyszaleć i wybawić, by potem poukładać sobie w dojrzały sposób życie. Zdaniem samej Pauliny, ona już była wystarczająco dojrzała i dorosła, a te weekendy spędzone pośród przyjaciół, na tańcu i popijaniu przeróżnych alkoholi uważała jedynie za odskocznie, za coś niezmiennego, coś co będzie jej towarzyszyło bardzo długo, jeszcze co najmniej przez dwie dekady.
Blondynka w tygodniu, od poniedziałku do piątku, pracowała w komisie z telefonami komórkowymi. Była to praca zawsze od dziesiątej do osiemnastej, tak więc skutecznie odbierała jej niemal cały dzień, bo ledwie wstała, a już pędziła na autobus albo, by zaoszczędzić, wybierała się na poranny spacer. Wracając decydowała się na posiłek na mieście, w tak zwanym biegu, a potem przywdziewała rolki i jeździła po ścieżce rowerowej dla utrzymania kondycji. Nie chodziło jej o zachowanie wagi czy wyrzeźbienie nóg. Ona chciała po prostu być w formie, by zwykłe schylanie się nie sprawiało jej takich problemów jak niektórym jej koleżankom. Poza tym te przejażdżki na rolkach miały też swój niepodważalny plus dla całej rodziny, bo zabierała z sobą Bartka i skutecznie męczyła go długością trasy na tyle, by po powrocie chłopiec miał siłę jedynie na kąpiel i położenie się do łóżka.
Powinnaś iść na studia – nieustannie powtarzała jej przyjaciółka.
Klaudyna, musisz o tym nawet w klubie? – nie dowierzała. Pokręciła głową, by zaakcentować swoje odczucia, a następnie wyciągnęła dłoń po odpalonego papierosa, który znajdował się między wargami Norberta.
Norbi przymknął powieki. Gadka o nauce go męczyła. Postanowił więc, że uda się do baru i zamówi po piwie dla każdego. Ten piątek, to był dzień jego wypłaty, więc ten jeden dzień, postanowił nie przejmować się wydatkami. Miał tak co miesiąc, to był jego rytuał – jeden dzień bez zmartwień, a później życie przez to pod kreską.
Ale ja mówię poważnie – Klaudia dalej trwała przy swoim. – Masz podejście do dzieci, byłabyś świetną przedszkolanką. Może spróbuj chociaż policealne jakieś zrobić, niańkę lub coś.
Lub coś – powtórzyła kpiąco i zaciągnęła się mocniej dymem, tak że aż poczuła jak wypełnia się nim niemal każdy cal jej płuc. – Ja ledwie teraz znajduję czas dla samej siebie, a co dopiero, gdybym poszła do szkoły? Gdyby ojciec żył albo gdyby Natalia... – westchnęła teatralnie. – Nie zrozumiesz mnie, bo ty się nie musisz o nic martwić. Studiujesz dziennie, jesteś na utrzymaniu rodziców, a w soboty dorabiasz na własne kaprysy, ubrania i gadżety.
To nie moja wina, że...
Nie winię cię. Daję ci jedynie do zrozumienia, że jesteśmy po dwóch różnych stronach rzeki. Ja muszę pomóc matce i siostrze w uregulowaniu czynszu, bo ciągle po zimie nie możemy wyjść na prostą, a niedługo przyjdzie kolejna. Ty nawet sobie nie wyobrażasz ile kosztuje opał, bo mieszkasz w bloku z kaloryferami. Podobnie z prądem i życiem, też się muszę dołożyć i nawet jeśliby mi na to wszystko starczyło z niepełnoetatowej pracy, to wtedy byłabym zmuszona żyć jak mniszka, bo nie stać by mnie było nawet na piwo, że już o kosmetykach, ubraniach i wypadach od czasu do czasu nie wspomnę. Nie chcę sobie wszystkiego odmawiać dla papierka, jakiegoś dyplomu, po którym prawdopodobnie i tak nigdy nie otrzymam pracy w zawodzie.
Nie sądziłam, że jesteś taką pesymistką.
Bo nie jestem, tylko czasami mi się tak zdarza. Dobrze jest tak jak jest! – krzyknęła, przybrała na twarz uśmiech zadowolenia, ugasiła papierosa na stoliku, bo popielniczki nigdzie nie było i ruszyła na parkiet, po drodze zaczepiając Norberta i odbierając od niego swoje piwo.
Porwała mężczyznę do tańca, bo dobrze się czuła w jego obecności, bezpieczniej. Był wysoki, przystojny, nieźle zbudowany i wiedziała, że w razie potrzeby nie pozwoli jej nikomu tknąć, a wiadomo, że w klubie łatwo było o niechciane macanki i napastowanie ze strony napalonych kolesi.
Odwróciła się do Norbiego plecami i tańcząc, seksownie ocierała się o jego ciało, szczególnie kolana, podczas schodzenia w dół. Dotykał ją, zatrzymywał swoje dłonie na jej jędrnych, młodych piersiach, ale on przecież nie był jak wszyscy, był dla niej kimś więcej, był jej chłopakiem.
Problem w Norbercie jednak był jeden – mężczyzna lubił się bawić, dużo pił, na przemian pracował i spał, a gdy przychodziło co do czego, to zazwyczaj trudno było na nim polegać. W pewnym sensie Paulinie go brakowało, chociaż nieustannie go miała. Zdarzało jej się zazdrościć niektórym koleżankom i przyjaciółkom, gdy te opowiadały o wyjściach na kolacje do restauracji, zjedzeniu wspólnego obiadu, który on przygotował w warunkach domowych, czy w chwilach, gdy chwaliły się biżuterią, którą otrzymały w imię jakieś rocznicy. Norbert, choć Paula była z nim od ponad trzech lat, nawet nie pamiętał o jej urodzinach, dopóki ktoś mu o nich nie przypomniał, a co tu dopiero wymagać, by pamiętał o takich rzeczach jak dzień pierwszego pocałunku, ustawienia się z sobą, i innych tego typu. Na prezenty i romantyczne chwile bez okazji nawet nie miała śmiałości liczyć.
Zamyśliłaś się – zauważył, więc wyszeptał to wprost do jej ucha.
Wydaje ci się! – odkrzyknęła i tańczyła dalej.
Bawiła się, paliła, piła, wychodziła co jakiś czas na dwór z pijaną koleżanką, po czym wracała. Noc mijała wyjątkowo mozolnie wolno, a ona zapragnęła nagle już wracać do domu.
Norbert! – krzyknęła, gdy on stał przy barze i opierał się o podświetlany bar. – Musimy już iść do domu. Agata źle się czuje, upiła się, bo Seba z nią zerwał.
To idźcie – odparł, zbywając temat i odpędzając się od niej niczym od natrętnej muchy. Zajęty był rozmową z kolegami z dzieciństwa, z którymi uczęszczał do jednej i tej samej podstawówki. – Naprawdę nie sądziłem, że po tylu latach się spotkamy w takim miejscu! – krzyczał do jednego z nich, a potem zamawiał od barmana trzy podwójne lufy, sugerując tym samym, iż grzechem byłoby nie opić takiego zbiegu okoliczności.
Ja pasuję! – odkrzyknął niewysoki, ale też nieniski brunet. – Prowadzę! – dodał, a potem spojrzał na blondynkę. – Jak ci na imię!?
Paulina! – odpowiedziała, a potem ponownie zawisła na ramieniu swojego chłopaka. – Norbert, chodź już, bo my nie będziemy same po nocach wracać. Z tobą jest bezpieczniej! – namawiała go dalej, ale on uparcie twierdził, że jeszcze tylko pięć, góra dziesięć minut. – Poczekamy na ciebie na zewnątrz – zadecydowała.
Wyszła wraz z Agatą, bo Klaudyna już wcześniej zamówiła sobie taksówkę i powróciła do domu. Paula teraz pluła sobie w brodę, że nie zdecydowały się wracać razem z nią, a przecież dziewczyna im to proponowała. Blondynka jednak pokładała wiarę w Norbercie, a i też uważała, że spacer po wypiciu takiej ilości alkoholu dobrze jej zrobi, bo względnie przetrzeźwieje zanim stanie w progu własnego domu, a przy tym też niczego nie pozrzuca i nie postawi wszystkich na nogi.
Usadziła swoją przyjaciółkę na pobliskich schodach, które prowadziły do opuszczenia piwnicznego klubu. Wyczekiwała rychłego pojawienia się Norberta, ale ten się nie zjawiał. Zdecydowała się na moment zostawić Agatę samą i wyciągnąć swojego chłopaka choćby siłą na zewnątrz. Ten jednak bawił się w najlepsze dalej. Właśnie pił piwo i tańczył jednocześnie z jakąś opaloną, seksowną brunetką. To był ten moment, gdy czara się przelała, a ona przyznała sama przed sobą, że ma naprawdę dość. Stanęła przed swoim jeszcze chłopakiem, wymierzyła mu publicznie policzek w twarz i prosto w oczy wrzasnęła:
Zrywam z tobą!
Norbert w pierwszej chwili był zaskoczony, w drugiej nawet trochę się przejął, ale już w trzeciej uznał, że załatwi to jutro i też jutro wszystko ponaprawia, a dziś będzie się bawił dalej, gdyż właśnie na to ma ochotę.
Tomek, kumpel Norberta z podstawówki jednak postanowił ruszyć za blondynką. Dogonił ją jeszcze zanim ta wyszła z klubu.
Może mogę jakoś pomóc? – zapytał.
Co? Nic nie słyszę!? – odkrzyknęła, bo stali akurat w takim miejscu, gdzie muzyka zdawała się być najgłośniejsza.
Tomek! – przestawił się i wyciągnął do niej swoją dłoń.
Uścisnęła ją niepewnie, jakby nie wiedziała czego może się po nim spodziewać, w czym akurat nie było niczego dziwnego, gdyż widziała tego mężczyznę pierwszy raz na oczy. Zlustrowała go nieco bezczelnie od samych stóp po czubek głowy. Rzuciło jej się w oczy, że ma oryginalne, ale nieszpanerskie, całkiem zwyczajne, czarne adidasy. Standardowe, jasne dżinsy zdawały się idealnie komponować z jego czarną, nieco wyblakłą koszulą, ale ogólnie uznała, że nie ma w nim niczego ciekawego, niczego co przyciągałoby wzrok i zmuszało go do zatrzymania się na dłużej. Tomasz był całkiem przeciętny.
Śpieszę się! – zbyła go, a on z jej słów niewiele usłyszał, więc zdecydował się pójść za nią i śledzić wzrokiem jak drepcze w zapewne niewygodnych, ale przykuwających uwagę, stanowczo za wysokich butach.
Paulina dotarła do miejsca, gdzie wcześniej siedziała Agata. Na szczęście dziewczynie nie przyszło do głowy, by gdziekolwiek się udać, więc teraz nie musiała jej nigdzie szukać. Postanowiła, że sama, bez niczyjej pomocy zatarga ją do domu. Zarzuciła sobie rękę koleżanki na kark i zmierzała w stronę wyjścia z klubu, a następnie środkiem zupełnie pustej ulicy. Nie myślała ile zajmie im ta żmudna podróż na pieszo. W głowie miała Norberta, ich ostatnią wymianę zdań i ilość zmarnowanych lat, które echem odbijały się od jej obolałej potylicy. Zawsze gdy opuszczała pełen gwaru, muzyki i dymu tytoniowego oraz oparów alkoholowych klub, to czuła ten sam ból. Pomimo tego nigdy jednak nawet nie przyszło jej do głowy, by całkiem zrezygnować z nocnego, weekendowego życia.
Jakiś samochód, który sądziła, że przejedzie obok nich, zdawał się zwalniać. Dokładnie widziała jak odbijają się światła jego reflektorów. Zdecydowała się ukradkiem otrzeć łzy, które samoistnie wypłynęły na jej policzki i zająć umysł biadoleniem Agaty, która plotła niezrozumiałe trzy po trzy. Uznała jednak, że już to jest lepsze, niż rozmyślanie o Norbercie i ich nieudanym związku, który opierał się jedynie na wspólnej zabawie.
Może podwieźć? – usłyszała niespodziewanie.
Spojrzała w bok i zobaczyła Tomka, siedzącego za kierownicą starego, ale zadbanego, granatowego Golfa. Szyba była uchylona na tyle, by mogli z sobą rozmawiać. Poczuła dziwną obawę, bo jego wzrok zdawał się ją pożerać albo przynajmniej zachłannie się w nią wgapiać. Był tak mocno namacalny, iż postanowiła pozostać czujna i jednak odmówić.
Daj spokój, nic złego wam nie zrobię. Naprawdę chcesz iść na piechotę?
Nie wsiadam z obcymi! – warknęła.
Tomasz Bordych, rocznik tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty ósmy – przedstawił się pełnym imieniem i nazwiskiem. – Teraz już nie jestem obcy – dodał i uśmiechnął się w bardzo uroczy sposób. Jego oczy przy tym też się zaśmiały, tak sympatycznie zaświeciły, iż nagle przestały się Paulinie wydawać groźne i molestujące.
Zaufała mu. Zgodziła się i jednocześnie zdziwiła, gdy on po usłyszeniu jej zgody wysiadł. Mężczyzna uczynił tak, bo postanowił jej pomóc usadzić koleżankę na tylne siedzenia. Paulina zdecydowała się usiąść obok niej, a więc to on zamknął za nimi drzwi. Obszedł maskę i ponownie zajął miejsce kierowcy.
Pod jaki adres mam się kierować? – zapytał, spoglądając przez ramię na szczupłą blondynkę. Szczególnie wzrokiem zlustrował jej dekolt, bo choć jej piersi nie miały imponujących rozmiarów i zdawały się mu być całkiem przeciętne wymiarem, to jednak były opalone i wyglądały na jędrne tak mocno, że aż chciało się dotknąć. Dostrzegł też na nich tatuaż, niewielką nutkę poprzedzoną kluczem wiolinowym.

Paulina – część 1

Codzienność

Paulina nawykła do jedzenia byle jak i byle czego. Zazwyczaj nie miała czasu na gotowanie, więc zadowalała się kebabami zakupowanymi na mieście lub innymi fast-foodami. Niemal każdy dzień zaczynała od mocnej, dużej, czarnej i nieprzyzwoicie słodkiej kawy, którą piła w biegu, jednocześnie dobierając ubranie, zakładając je na siebie i nakładając makijaż. Nierzadko też decydowała się na pomalowanie paznokci i to na ostatnią chwilę. Jej dni też podobnie się kończyły, tylko dla odmiany, nie kawą, a herbatą, owocową i również nieprzyzwoicie słodką. Do tego dochodziły ciastka maślane albo biszkopty, które konsumowała leżąc w łóżku, przez co na jej pościeli zawsze walały się jakieś okruszki. Kiedy miała nieco więcej czasu i nie była zmęczona, to decydowała się na włączenie kolejnego odcinka swojego ulubionego serialu, wcześniej biorąc z lodówki odpowiednie składniki do kanapek. Przygotowywała je w łóżku, w łóżku też je zjadała, wpatrzona w ekran swojego niebieskiego laptopa.
Tego dnia miała więcej czasu niż zazwyczaj. Zdecydowała się zamienić na zmiany z koleżanką, przez co miała dzień wolny. Spędzała go z lekko przeziębionym Bartusiem, uroczym, rezolutnym czterolatkiem, który odziany w błękitną piżamkę i opatulony brązowym kocykiem, siedział w kuchni, na narożniku, przy samiutkim stole i pomagał jej w obieraniu pieczarek. Pod pupą Bartka znajdowały się aż trzy poduszki, by umożliwić mu wygodne dosięganie do stołu.
Chłopiec wrzucał obierki do jednej miski, a obrane pieczarki do drugiej i podśpiewując, przypatrywał się Pauli, która robiła dokładnie to samo co on, czyli śpiewała, z tą różnicą, że ona też przy tym tańczyła i doprawiała wywar na zupę, który gotował się w dużym, kolorowym garnku, umieszczonym na średnim palniku gazowej kuchenki.
Bartkowi znudziła się piosenka, gdyż dobiegała już do końca i jak to zazwyczaj przy końca bywa, powtarzany był w kółko jeden i ten sam refren. Sięgnął więc po pilot i nakierował nim na niewielką wieże postawioną na wysokiej, białej, pełnej magnesów lodówce. Z uroczym, chłopięcym, pełnym zaangażowania uśmiechem, wyśpiewał:
Ty jedna na milion, na całe życie...
Nie leń się – zwróciła mu uwagę dwudziestodwuletnia blondynka, gdyż zauważyła, że dziecko bawi się w ustawianie basów i regulowanie głośności, zamiast w pomaganie jej przy przygotowaniu obiadu.
Sama się nie leń – odpyskował, ale powrócił do pracy. – Dziś wychodzisz? – bardziej stwierdził niż zapytał.
Słucham? – zdziwiła się i odwróciła, by na niego spojrzeć.
Miał włosy o nieokreślonym kolorze, które jej zdawały się być bardzo ciemnym blondem, oczka miał ciągle nieco podkrążone, a białka zaczerwienione, ale zapewniał od samego rana, że już się czuje o niebo lepiej, więc zdecydowała się nie ciągać go po lekarzach.
Dziś piątek, co piątek wychodzisz – śmiał zauważyć. – Już obrałem, mogę teraz pokroić? – dopytywał.
Możesz, tylko się nie przetnij – odburknęła i powróciła do mieszania w garnku. – To nie prawda, że co piątek wychodzę. Głupoty opowiadasz.
W tamten piątek wyszłaś i we wcześniejszy też, i wcześniejszy, i już sam przez to nie pamiętam kiedy byłaś na weekend w domu.
Nie mów jak babcia – warknęła.
A co? Kłamiem?
Kłamię – poprawiła.
No właśnie, kłamiesz – przytaknął jej zadowolony, iż to on miał rację.
Paula zdecydowała się przemilczeć ten temat, a w odpowiedzi jedynie teatralnie westchnęła. Usiadła przy stole i pomogła chłopcu w krojeniu pieczarek, wrzucając je prosto na patelnie. Jej to szło o wiele sprawniej i wykonywała tę czynność w powietrzu, on natomiast na małej, plastikowej deseczce w kształcie jabłuszka.
Czemu tak właściwie gotujemy? – zapytał Bartuś, którego Paulina czasami nazywała pieszczotliwie Tosiek, od Bartosiek albo Tusiek od końcówki tuś.
A dlaczego nie?
Bo prawie nigdy nie gotujemy.
Mówił ci ktoś kiedyś, że za dużo mówisz?
Tak, pani w przedszkolu, jak kazała być cicho i patrzeć na bajkę, a ja już ją widziałem trzy razy i już nie mogłem na nią patrzeć.
Blondynka zaśmiała się, z początku chciała to zrobić skrycie, ale nie dała rady się powstrzymać.
Gdybym miała więcej czasu, to bym częściej gotowała.
Gdybyś nie wychodziła co piątek i sobotę, to miałabyś więcej czasu, tak mówi babcia.
Z dwojga złego wolałabym byś cytował swojego ojca.
A co mówił mój ojciec?
Lepiej zmilczmy.
Lepiej zmilczmy, mówił? Ale głupio – skomentował. – Był głupi?
Pojebany jak sto kilo gwoździ – wymsknęło jej się, ale po chwili zagadała chłopca rozmową o piosence, która właśnie wygrywana była z głośników. Była to jedna z ulubionych Tusia, więc przystał na śpiewanie, a tym samym też zrezygnował z rozmowy o ojcu.
Paulina zajęła się podsmażaniem pieczarek, a potem wrzuciła je do wywaru na zupę, wcześniej wyjmując z niej pałeczki kurczaka i podając je chłopcu.
Nie jedz od razy, gorące.
Podmuchnam! – krzyknął.
Podmucham – poprawiła.
Właśnie, podmuchnam.
Robisz to specjalnie – stwierdziła.
Ale co? – zapytał, wzruszając przy tym niewinnie ramionkami.
Blondynka ponownie zakończyła temat głośnym westchnięciem i postanowiła nieco oszukać, wsypując do garnka z zupą proszek na zupę z papierka. W ten sposób miała pewność, że wszystko wyjdzie, i że nawet bez doprawiania smak będzie odpowiedni. Bartuś już miał się odezwać, że babcia, gdy gotuje, co kobieta też czyniła niezwykle rzadko, nigdy nie dodaje nic z papierka, a jedynie z solniczków, ale postanowił lepiej zmilczeć, gdyż dobiegł go dźwięk otwieranych drzwi.
Babcia! – krzyknął, wyplątując się z koca i lecąc do niej ile sił w nogach.
Kobieta będąca nieco po czterdziestce przykucnęła i rozłożyła szeroko ramiona, pozwalając, by jej jedyny wnuczek w nie wbiegł, a ona mogła go wtedy uściskać i wycałować.
Kupiłam parówki, twoje ulubione, tygryski. – Wyjęła wspomniany produkt z siatki i podała go chłopcu.
Babcia kupiła parówki! – krzyknął, spoglądając w kierunku kuchni.
Paulina jest w kuchni? – zdziwiła się.
Echeś, gotujem, a ja pomagałem. – Wypiął dumnie swoją pierś do przodu. – Na obiad będzie pieczarkowa, a parówki zjemy na kolacjem – zadecydował z szerokim uśmiechem na twarzy.