poniedziałek, 24 października 2016

Paulina – część 10

Ulubieniec rodziny

Paulina powróciła do starego trybu życia. Jeszcze przed wyjazdem, zasnęła późno, a nad ranem, ledwie żywa, wypiła nieprzyzwoicie słodką kawę. Przez takie poczynania o mało co a zasnęłaby w pociągu, ale Bartuś jej na to nie pozwolił. Ciągle zadawał pytania, zainteresowany był krajobrazem i krzyżówką pana, z którym dzielili wagon. Równie żywy był nad morzem, a gdy przyszło mu po raz pierwszy w życiu zobaczyć plażę, to porównał ją do dużej kuwety dla kota, napominając jednocześnie, że on bardzo chciałby kotka. Koniecznie małego, takiego tyci, tyci. Paulina obiecała mu go na piąte urodziny, a Natalia w odpowiedzi postukała się palcem w czoło.
Przecież z kotem nie trzeba wychodzić na dwór – przypomniała blondynka.
Super, nie przekonałaś mnie. Nie lubię kotów. Psów zresztą też nie.
Masz pecha – odparła i zaczęła dłubać widelcem w talerzu, na którym pozostała już tylko surówka.
To mój syn. Takie prezenty uzgadnia się z matką.
Gdybyś choć raz wstała do niego w nocy, gdy był mały, to może i bym z tobą cokolwiek uzgadniała – dogryzła, wstając od stołu.
Michała nie było przy tym zajściu, bo wyszedł do pracy. Tego dnia miał nockę. Natomiast mały Bartuś był obecny i kręcił główką podczas przysłuchiwania się całej dyskusji.
Dokąd idziesz? Obraziłaś się i wyjeżdżasz? – dopytywał, gdy zauważył, że ciocia ubiera buty.
Nie, idę się przejść. Idziesz ze mną?
Echeś! – wykrzyknął ucieszony i wstając przewalił drewniane krzesełko.
Lubił chodzić po plaży, zwłaszcza na bosaka. Ucieszył się więc gdy przyuważył w jakim kierunku zmierzają. Co prawda Paulina mało się nim tego wieczora interesowała i prawię w ogóle nie odpowiadała na zadawane prze niego pytania, gdyż zajęta była swoim telefonem komórkowym. Przykucnęła jednak przy siostrzeńcu, gdy dotarli do wody. Podwinęła mu spodnie i ściągnęła tenisówki, by mógł bawić się w uciekanie przed falami.
Przysiadła na suchym piasku i wpatrywała się w zachodzące słońce oraz czteroletniego siostrzeńca, który śmiał się bardzo głośno, zwłaszcza wtedy gdy zapatrzył się na mewy, a jedna z fal go przewróciła, przez co miał też mokrą pupę, a nie tylko nogawki spodni.
Jak będzie ci zimno, to powiedz! – krzyknęła, by ją usłyszał i wtedy się wystraszyła.
Ktoś zasłonił jej oczy, a gdy chciała się obejrzeć przez ramię, to przycisnął jej głowę tak mocno, że potylicą dotknęła jego nóg.
Spokojnie – wyszeptał, nachylając się, by mogła go usłyszeć.
Nie krzyczała, bo wiedziała już kto taki stoi za nią.
Tomek? – zdziwiła się.
Zabrał ręce, a ona zadarła głowę i ciągle nie dowierzała.
Co ty tu robisz?
Jestem – odparł z banalną szczerością, nachylając się po butelkę wina, którą wcześniej położyć na piasku. Obok niej pozostawił też dwa kieliszki. – Natalia powiedziała mi, że będziesz w złym humorze, ponoć się pokłóciłyście. Postanowiłem cię rozweselić – wyjaśnił, podając jej kieliszki do potrzymania, a sam zajął się odkorkowywaniem wina.
Paula milczała, ciągle myśląc, że to tylko jeden z jej pokręconych snów, bo przecież, gdyby Natalia zadzwoniła do Tomasza z informacją, że się pokłóciły, to on nie znalazłby się tutaj tak szybko. A on był przed nią. W białej koszuli i czarnych spodniach sięgających do połowy łydek. Miały postrzępione nogawki, gdyż ich właściciel nie miał zdolności krawieckich i jedynie je obciął, nie męczył się z obszywaniem. Zazwyczaj je podwijał w taki sposób, że sięgały za kolana.
Przyjechałeś, bo...? Musiałeś wyjechać zaraz po mnie – dotarło do niej. – Dlaczego?
Bo wiedziałem, że będę za tobą tęsknił. – Uporał się z korkiem, puścił do niej oczko i zaczął napełniać kielichy czerwoną cieczą. Butelkę do połowy jeszcze pełną odłożył na piach. Zdjął torbę, której pasek miał przełożony przez głowę i usiadł obok dziewczyny.
Mogłeś coś powiedzieć, dać mi jakoś znak.
Wolałem zrobić ci niespodziankę.
Takie rzeczy się uzgadnia – stwierdziła podniesionym tonem, lekko oburzona.
Zaczął się śmiać, w dziwny sposób, pusty, przerażający.
I kto to mówi? – zapytał. – A czy ty ze mną uzgadniałaś przyjazd tutaj?
To nie jest to samo.
To nawet gorsze. Ja przyjechałem do ciebie, a ty? Tak naprawdę nie wiadomo. – Napił się wina, a potem zacisnął szczęki tak mocno, że aż zęby go zabolały.
Do siostry, z jej dzieckiem – przypomniała.
To mogła być tylko wymówka, skoro nie cieszysz się z mojego przyjazdu.
Nie powiedziałam, że się nie cieszę, tylko...
Po co się umawiasz z Norbertem? – przerwał jej.
Zdziwiła się. Nieco wycofała. Wyglądała na zmieszaną.
Przyjechałeś... przejechałeś tyle kilometrów, by mi się zapytać o byłego?
Przeszedłbym je nawet pieszo.
By spytać o Norberta? Nie mogłeś zaczekać aż wrócę?
Czemu mi nie powiedziałaś, że zamierzasz się z nim spotkać?
Bo to moja sprawa.
Ja się jakoś z byłą nie spotykam.
Zadzwonił więc...
Więc trzeba było go spławić.
Ty przyjechałeś się kłócić – dotarło do niej w pewnym momencie i postanowiła wstać, zabrać Bartusia do domu i pozostawić oburzonego bruneta samemu sobie, ale nie pozwolił jej na to.
Zacisnął dłoń na jej nadgarstku i szarpnął tak mocno, że nie tylko ponownie usiadła na piasku, ale także polała się winem, którego nieco ubyło z kieliszka.
Grzecznie pytam czego chciał od ciebie twój były chłopak, a ty migasz się od odpowiedzi, co równie dobrze...
A ja nie muszę ci odpowiadać – wyrwało się jej. – Puść mnie.
Nie chcę się kłócić – oznajmił, ale ciągle zaciskał pięść na drobnym przegubie jej dłoni.
Trochę na to za późno, nie uważasz? Już zacząłeś.
Przepraszam – szepnął i ustąpił. – Po prostu... po prostu cię kocham – odparł z banalną szczerością, lecąc przy tym do tyłu, amortyzując łokciami upadek. Potem złożył dłonie w koszyczek i położył na nich głowę.
Paulina przez krótką chwilę zastanawiała się co uczynić. Czy wstać, zabrać Tośka do domu i pozostawić Tomka samego, czy jednak z nim porozmawiać. Zdecydowała się odłożyć kieliszek obok jego kieliszka, a by to uczynić, musiała się niemal położyć na mężczyźnie. Potem dotknęła dłonią jego klatki piersiowej i zaczęła odpinać guziki koszuli.
Pan jest zazdrosny, panie Bordych, prawda? – zapytała, składając pocałunek w miejscu gdzie miał łaskotki, tuż nad pępkiem.
Zaśmiał się i zgiął w pół, a potem, gdy już był w stanie się wyprostować, to chwycił swoją dziewczynę za ramiona i podciągnął do góry, by móc dotknąć swymi wargami jej ust.
Boję się, że cię stracę, że zechcesz do niego wrócić. Zrozum... dla mnie to nie jest zabawa w chodzenie, jestem na to za stary i za poważny. Angażuję się.
Rozumiem – przyznała, ale bez cienia uśmiechu. Zagryzła dolną wargę i nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.
Rozumiem, że ty nie. Widzę to.
To nie tak, po prostu... po prostu...
Wyduś to z siebie, nie obrażę się. Będę wiedział na czym stoję.
Teraz leżysz – odparła, czym wprawiła zarówno jego, jak i siebie, w rozbawienie, ale to trwało tylko chwilę. Potem zrobiło się poważnie. – Jesteś inny niż Norbert i inny niż wszyscy, którzy gdzieś tam... Ja nie wiem czy chce.
Czy chcesz...? – ciągnął ją za język.
Mam dwadzieścia dwa lata i dziwne przeczucie, że... że... – Przymknęła oczy. – Nie umiem ci dać tego czego oczekujesz.
A czego oczekuję?
Chcesz związku, takiego na poważnie.
A to co teraz robimy jest na niby?
Nie, ale... Spotkać się od czasu do czasu, wyjść gdzieś wspólnie, zabrać się nawzajem do swoich domów, a nawet pójść do łóżka, to nie to samo co dalekosiężne deklaracje.
Nie poszliśmy do łóżka – zauważył.
Ty chcesz czegoś na całe życie i mnie chyba to przeraża – wyznała w końcu i przestała na nim leżeć. Usiadła.
Poszedł w jej ślady, także usiadł.
Co to znaczy? Przeraża cię, że ktoś może cię kochać tak mocno, że o tobie myśli w innych kategoriach niż dziewczyna na kilka razy i kilka imprez?
To źle zabrzmiało – wtrąciła.
Przepraszam, ale ja nie rozumiem i staram się zrozumieć. Nie wiem czy problem jest w tym, że z nikim nie chcesz budować przyszłości, czy nie chcesz robić tego ze mną, bo na przykład nie jestem w twoim typie.
Jesteś i jesteś idealny do budowania przyszłości, ale dla mnie to chyba za wcześnie. Nigdy nie byłam z kimś takim, więc nie musiałam myśleć... przyszłościowo. – Uznała ostatni wyraz za całkiem trafiony.
A teraz? Gdybyś miała myśleć przyszłościowo, to czego się obawiasz? Że zamknę cię w kuchni przy garach? Że zrobię ci dziecko w mniej niż rok i przykuje kajdankami do kołyski?
Zaśmiała się.
Nie, Tomek, po prostu. Po prostu – wystękała. – Ja nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć. Ja chcę z tobą być, ale nie wiem czy umiem z tobą być. Jesteś świetnym facetem, odpowiedzialnym, czarującym, wręcz idealnym, ale ja chyba... chyba. Głupi przykład choćby z moim wyjazdem. Wcześniej nie musiałam się nikomu tłumaczyć i było mi z tym dobrze.
A... waćpanna niezadowolona, bo się okazało, że związek to nie tylko czerwone róże, ale też kolce.
Znowu nie podoba mi się twój ton.
To chyba dobrze. To znaczy, że nie jestem taki idealny, a więc ty też nie musisz być ideałem – zażartował.
Poza tym chciałabym wiedzieć co nabroiłeś w przeszłości.
Co nabroiłem? – zdziwił się. Nawet zmarszczył przy tym czoło i zmrużył oczy.
Tak, tak. – Pogroziła mu palcem, a potem zerknęła na Bartusia, by upewnić się, że chłopiec nadal świetnie się bawi. – Norbert do mnie zadzwonił właśnie w twojej sprawie. Uznał, że jesteś niebezpieczny. Czym sobie zasłużyłeś na takie miano?
Mocno kiedyś przesadziłem – wyznał, po czym zagryzł górną wargę. – Rozkochałem w sobie dziewczynę, która miała ojca jubilera. Ukradłem jej klucze, zrobiłem odbitki i...
Napadłeś na jubilera? – Poczuła się jak w jakimś śnie, a konkretniej to koszmarze.
Tak. Odsiedziałem swoje.
Odsiedziałeś?
Dziesięć miesięcy poprawczaka. Byłem nieletni i to było moje pierwsze przestępstwo, więc nie sądzili mnie jak dorosłego. Moich kolegów już tak.
Pierwsze? Były drugie?
Nie, nigdy – zaprzeczył. – Nigdy więcej. – Pokręcił głową, a potem ją spuścił. – Norbert pewnie pomyślał, że skoro pracujesz w takim miejscu, to...
To urządzisz mnie tak samo?
Tak, ale już nie muszę.
Już nie muszę!? – krzyknęła. – Miałeś taki pomysł!?
Nie, to nie tak. Po prostu... moja matka była... jest alkoholiczką i kurwą i... Ojciec miał nową żonę, wyjechał, miał nas gdzieś. Właściwie wrócił po mnie, gdy... po tej całej akcji.
Zabrał cię z sobą do Anglii – wywnioskowała.
Tak. Dał pracę, pokazał inne możliwości. Tylko tyle dla mnie zrobił i to nie uczyni go ani trochę lepszym człowiekiem niż jest.
Nie lubisz go?
Nie, to nie to. Bardziej jest mi obcy. Gdy u niego pracowałem, to traktowałem go jak szefa, a nie jak ojca. A teraz sam będę szefem. – Uśmiechnął się. – Kiedyś też pewnie będę ojcem, nie? – Niespodziewanie położył dłoń na jej brzuchu i naparł tak mocno, że musiała się położyć. – Zróbmy sobie takiego małego, Kajtka, co? – zażartował.
Tomek! – krzyknęła. – Ja coś dzisiaj mówiłam o zaangażowaniu! – przypomniała.
Tak. Wiem, pamiętam. Ale co z tego? Ja mówiłem o przypinaniu kajdankami do kołyski? – Wcisnął kolano między jej uda i podciągnął je tak mocno do góry, że poczuł ciepło bijące od jej kobiecości. – Mój pomysł był znacznie ciekawszy, przyznaj to sama. – Zamlaskał gumą, którą miał w ustach i zaczął zbliżać swoją twarz do jej, gdy nagle się wyprostował i krzyknął.
Bartuś ucieszony stał za jego plecami z niemal pustą butelką po Pepsi.
Znalazłem ją! – wykrzyknął do chłopaka swojej ciotki, który przez jego kawał cały ociekał wodą.
Tomasz wstał i zamierzył się, by go złapać, nawołując przy tym:
Dawaj łobuza!
W końcu obaj pognali w kierunku wody, a następnie ponownie wybiegli na plaże, by znów wbiec do wody. Jeden umykał przed drugim, a ten drugi udawał, że nie może go złapać, nawet się kilka razy sztucznie potykając i zaplanowanie upadając.
Paulinę bawiły ich wygłupy, więc się śmiała. Podczas tych obserwacji popijała wina. Opróżniła kieliszek, a potem dolała sobie jeszcze odrobinkę.
Tomek nie chciał robić problemów jej siostrze i jej nowemu partnerowi, więc zdecydował się na wynajęcie pokoju w hotelu. Ten manewr miał jeszcze jeden atut. Mógł dogadać się z Natalią na osobności i nieco w tajemnicy, i w chwili gdy Paulina zajmowała się synem Nati, to Nati uczyła Tomka tańczyć. W ten sposób mężczyzna zaimponował siostrze swojej dziewczyny, która ciągle głosiła, że Michał nie byłby dla niej zdolny do takiego poświęcenia. Zaimponował też Bartkowi, ale temu ogromnym deserem lodowym, przejażdżką na diabelskim młynie w wesołym miasteczku i wynajęciem skutera wodnego, na którym z wielką ochotą przewiózł czterolatka. Zabrali go też z Pauliną na rejs statkiem po Bałtyku, a potem sami wyruszyli promem do Szwecji, gdzie zaliczyli pierwszy wspólny taniec w jednym z tamtejszych klubów.

poniedziałek, 17 października 2016

Paulina – część 9

Diler narkotyków

Iwona poruszała się po nowoczesnej kuchni, która nie tylko błyszczała frontem mebli, zrobionymi na wysoki połysk, ale także odmalowanymi ścianami, które zmieniły kolor z jasnożółtego na miętowy. Idealnie komponowały się z intensywnie zielonymi dodatkami, które Paulina postanowiła zakupić tylko i wyłącznie po to, by już było w pełni perfekcyjnie.
Z jednej strony kobieta cieszyła się, że jej córka trafiła na porządnego i odpowiedzialnego człowieka, który chce jej w jakiś sposób dopomagać, na tyle na ile potrafi. Z drugiej jednak strony uważała, że to za szybko, że za krótko są z sobą, by czynił takie gesty. Sama też nie chciała być Tomaszowi niczego winna.
Blondynka po czterdziestce gotowała właśnie budyń czekoladowy, ulubiony jej wnuka, ale była zmuszona przerwać tę czynność, gdyż przeszkodził jej głośny i długi dzwonek domofonu. Ktoś wyraźnie się niecierpliwił i nie miał ochoty czekać.
Norbert? – zdziwiła się, widząc w oknie bruneta przemierzającego dystans jaki był do pokonania, by spod furtki dostać się na klatkę schodową. Pomimo tego wpuściła mężczyznę za próg.
Jest Paula? – zapytał bez wcześniejszego przywitania się. Zazwyczaj nie był aż tak niekulturalny, ale tym razem zależało mu na czasie.
Nie ma, pojechali z Tomkiem na jakieś zakupy – naumyślnie postanowiła mu dokopać, jednocześnie głosząc prawdę, bo Paulina chciała tego dnia zakupić jakieś drobiazgi, a nie chciała ich dźwigać, więc postanowiła wysłużyć się nowym chłopakiem.
Z Bordychem? A więc to prawda, że ona jest z Bordychem? – Iskiergi zmartwienia zatańczyły w jego oczach i były niczym płomień, którym najchętniej spaliłby Tomasza na stosie.
A czemu cię to tak interesuje?
Pani niczego nie rozumie! – uniósł się. – Ona nie może z nim być, nie zna go.
Iwona w tamtych chwilach zachodziła w myśl skąd Norbert i Tomasz się znają, ale nim zdążyła o to zapytać, to mężczyzna pośpieszył z wyjaśnieniem, dlaczego jego była dziewczyna nie może wybrać na swojego nowego chłopaka właśnie Tomasza Bordycha.
On nie jest z nią szczery. Założę się, że nie jest. Powiedział, że był karany?
Jak to był karany?
Normalnie. – Uśmiechnął się cynicznie. – Siedział za kratkami. – Wcisnął w dłonie niedoszłej teściowej złożoną na cztery, zmiętą kartkę papieru. – Niech Paulina się do mnie odezwie. Jeśli już usunęła mój numer, to jej go zapisałem. Musimy porozmawiać. – Odwrócił się na pięcie, wsiadł na swój stały środek transportu, czyli granatowy skuter, po czym odjechał.
Niedługo po zakończeniu rozmowy z nieoczekiwanym gościem, gdy Bartuś zajadał się czekoladowym budyniem, Paula i Tomek weszli do domu. Byli szczęśliwi i roześmiani, a Iwona zastanawiała się czy ma prawo burzyć ich szczęście i przekazywać dalej informacje, które otrzymała z niepewnego źródła. Norberta nigdy nie uważała za osobę szczerą i godną zaufania, ale gdy patrzyła na Tomka, to choć budził jej sympatię, to powodował też specyficzne odczucie przejawiające się gęsią skórką na rękach. Miał coś takiego w oczach, co zupełnie jej nie pasowało.
Jutro jedziemy do mojej mamy – pochwalił się Tosiek Tomaszowi.
To świetnie – odpowiedział, siadając dokładnie naprzeciwko chłopca. – Przybij pięć. – Wystawił rękę wewnętrzną stroną do góry. – Co dobrego jesz?
Budyń mu zrobiłam. Chcesz też? Jesteś głodny? – dopytywała Iwona i już miała wstać, i zabrać się za ponowne gotowanie, gdy Tomek ją powstrzymał, słowami:
Paulinka mi potem coś przygotuje. – Wejrzał się na swoją dziewczynę, pijącą sok wprost z kartonika.
Paula o mały włos się nie zachłysnęła na wzmiankę o przygotowywaniu posiłku. Nie było co kryć, że nie lubiła gotować i zwykle nie traciła na to czasu. Nawet gdy miała samej sobie przygotować kanapkę, to wolała udać się do pobliskiej budki z fast-foodami po zapiekankę.
Tomek niespodziewanie wstał od stołu, podszedł do niej i wyjął z górnej szafki czystą, przezroczystą szklankę.
Proszę, kochanie – rzekł, odstawiając ją na miętowy blat.
Już nie trzeba – odparła, odkładając sok do lodówki. – U nas i tak tylko ja piję grejpfrutowy. – Wzruszyła niedbale ramionami i wyminęła Tomasza. Zajęła dokładnie to samo miejsce, które on zajmował wcześniej.
Mężczyzna więc stanął za nią i wsparł dłonie na oparciu krzesła, choć były jeszcze trzy wolne i spokojnie mógłby z jednego z nich skorzystać.
Długo będziemy jechali tym pociągiem? – dopytywał Tosiek, jednocześnie kończąc późne śniadanie.
Jakim pociągiem? – zainteresował się Bordych.
Paulina i Bartuś jadą do Natalii – udzieliła mu odpowiedzi Iwona. – Właściwie to do Michała. – Przewróciła oczami, jakby także nie była przekonana co do tego pomysłu.
Iwona do samego Michała nie miała nic. Był to spokojny, ułożony, nieco flegmatyczny i gapowaty człowiek, ale wiedziała, że nie jest to typ mężczyzny, który byłby w stanie pociągać jej starszą córkę. Brakowało mu charyzmy, pomysłów... po prostu charakteru. Wyglądał jej na typowego maminsynka.
Na długo jedziecie? – Tomek skierował pytanie do dziewczyny. Nawet się przy tym nieco wychylił, by móc widzieć choćby fragment jej twarzy.
Tydzień, może dwa.
A kiedy jedziecie? – Jego dłonie zmieniły miejsce z oparcia krzesła na ramiona blondynki. Zacisnął na nich palce.
Spięła się, ale postanowiła nie reagować i traktować gesty chłopaka zupełnie tak, jakby był to niewinny masaż.
Jutro z samego rana. Miałam ci potem powiedzieć.
Potem? – wydawał się być zniesmaczony tym faktem.
Potem – powtórzyła. – Co w tym takiego dziwnego? – Uniosła głowę do góry i starała się odczytać odpowiedź z jego mimiki.
Zabrał dłonie z jej ramion.
Może to, że o takich rzeczach się mówi – odpowiedział.
Powiedziałabym.
Ustala się je – rzekł ostrzejszym tonem niż do tej pory.
Nie muszę niczego z tobą ustalać! – krzyknęła, nie zważając na to, że w kuchni znajdowali się jeszcze jej matka i mały siostrzeniec. – Małżeństwem nie jesteśmy – zaznaczyła tym swoją niezależność i wolność. Obie były dla niej bardzo ważne.
Ale gdybyś mi powiedziała, to bym cię na przykład odwiózł. Pomyślałaś o tym?
Troska Tomka i jego dobre intencje, wcale nie przekonały Pauli do zaniechania początków kłótni i przyznania mu racji.
Nie, bo umiem podróżować pociągami. Weź sobie wyobraź, że już od bardzo dawna nie mam pięciu lat! – warknęła wielce niezadowolona.
Pociągi są niebezpieczne – wtrącił, ale ona całkiem nie zwracała uwagi na to co Tomek mówi.
Nakręciła się już na dobre, wstała i krzyczała dalej:
I to, że jestem blondynką, wcale nie oznacza, że jestem głupia i sobie nie poradzę!
Nie krzycz – pouczył ją, najpierw cicho, niemal bezgłośnie, zwłaszcza w hałasie, który sama wytwarzała.
Paulina jednak dalej podniesionym tonem tłumaczyła, że jest dorosła, ma prawo robić co chce, kiedy chce i jak chce.
Nie krzycz! – ryknął w końcu na tyle ostro, że aż Iwona się zatrzęsła, a mały Bartuś upuścił łyżeczkę na podłogę. Mężczyzna dodatkowo zaakcentował swoją wypowiedź uderzając otwartą dłonią w stół.
Paulina, która wcześniej stała tak blisko Tomka, że niemal dotykała jego klatki piersiowej swoim biustem, z wrażenia aż usiadła. Wystraszyła się, dlatego ucichła. Dłoń przyłożyła do klatki piersiowej i starała się uspokoić oddech.
Tomasz rozejrzał się po pozostałych. Tosiek właśnie wchodził pod stół po łyżeczkę, którą upuścił, a potem leciał z nią do zlewozmywaka, by opukać. Matka jego dziewczyny natomiast mierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem.
Przepraszam, że się uniosłem – powiedział bardziej w kierunku Iwony niżeli Pauli. Potem pochylił się, by móc swojej dziewczynie szepnąć do ucha, tak by inni nie słyszeli – A ty sobie przemyśl, dlaczego się uniosłem i czy oby na pewno nie miałem racji. – Musnął o jej policzek, następnie pożegnał się i wyszedł.
Hu – skomentowała wypuszczeniem powietrza Iwona. – Gorąco się zrobiło – dodała i zaczęła teatralnie wachlować swoją twarz dłońmi.
Paulina postanowiła zamaskować wszystko uśmiechem i słowami:
Minie mu. Chodzi teraz taki zestresowany i podminowany, bo tę firmę zakłada. Założy, zacznie przynosić pierwsze zyski, to się uspokoi.
Wstała od stołu i chowając szklankę, którą Tomek pozostawił na blacie, dotarło do niej, jak mocno trzęsą się jej dłonie. Wystraszyła się i była zmuszona przyznać to przed samą sobą. Na dodatek telefon w jej kieszeni nieustannie wibrował. Postanowiła odebrać, choć znała doskonale osobę dzwoniącą i właściwie to nie chciała mieć już z nią niczego wspólnego.
Paulina, nie rozłączaj się tylko! – krzyknął rozgorączkowany Norbert. – Musimy się spotkać.
Nie chcę.
To bardzo ważne – nalegał. – Możemy nawet w towarzystwie Klaudyny. Tu chodzi o Tomka. On jest niebezpieczny! – niemal wysylabizował ostatni wyraz.
Co to znaczy, jest niebezpieczny?
Odpowiedziała jej cisza, bo Norbert nie wiedział ile może jej zdradzić przez telefon. Preferował rozmowy w cztery oczy.
Jak się spotkamy, to wszystko ci wyjaśnię.
Dopiero za tydzień albo dwa wrócę od siostry. Gdy wrócę, to do ciebie zadzwonię. Może tak być?
Okay, będę czekał – odpowiedział, a potem rozłączył połączenie.
Norbert dzisiaj przyszedł – powiedziała nagle Iwona, uznając, że nie może przed córką ukrywać tego czego się dowiedziała, albo właściwie tylko i wyłącznie tego, że Norbert zasiał w jej głowie wątpliwości dotyczące Tomka, a sam Bordych tego dnia się nie popisał dobrymi manierami i umiejętnością trzymania nerwów na wodzy.
Właśnie dzwonił – odrzekła. – Pokazać ci jakie mam fajne buty? Mają kolorowy, taki tęczowy korek – zmieniła szybko temat i zaczęła rozpakowywać zakupy, które wcześniej ona i Tomek pozostawili na komodzie przy drzwiach.
Oczom Iwony ukazały się reklamówki znanych, raczej pospolitych, ale przecież w końcu nie takich tanich marek, a wśród nich pudełko z napisem Wojas, które szybko wylądowało na środku stołu.
Nie chciałam ich wziąć, ale Tomek się uparł, że muszę je mieć. Uznał, że będą pasowały do tej sukienki. – Wyjęła letnią, przewiewną, rozkloszowaną sukienkę, sięgającą do kolan, w kolorze koralowym.
Tomek ci to wszystko kupił?
Nie, na zakupach byłam z Klaudyną. Ona musiała iść, a on odwiedził ze mną jeszcze obuwniczy i Monnari. No i lodziarnie, obowiązkowa szarlotka i waniliowe.
Ty wiesz, że to drogie rzeczy? – przerwała córce, zwracając jednocześnie uwagę na cenę na metce sukienki i tą na kartonie od butów.
Blondynka przewróciła oczami i teatralnie westchnęła, jakby wiedziała co jej matka ma na myśli i wcale nie miała ochoty na wysłuchiwanie tego.
Nie chodzi o to! – uniosła się rodzicielka. – Nie mówię, że on cię kupuje, a ty się dajesz jakbyś była jakąś dziwką. Tylko zastanawiam się skąd on ma takie pieniądze. Czy zastanawiałaś się kiedyś, że on może robić coś nielegalnego? – zapytała. – Sama powiedziałaś, że poznałaś go w klubie, że to tam się pierwszy raz spotkaliście, a potem mi marudziłaś nad uchem całymi dniami, jak taka natrętna mucha, że chyba z nim nie będziesz, bo on nie umie tańczyć. Co więc robił w klubie, gdy nie tańczy? – zastanawiała się na głos i miała nadzieję, że i jej córka się nad tym zastanowi.
Co ty sugerujesz? – Paula przysiadła, nie wypuszczając swojej nowej sukienki z dłoni.
A jeśli on, Paulina, handluje jakimiś narkotykami?
Nie. – Uśmiechnęła się, a potem pusto zaśmiała. – Nie, na pewno nie – zapewniała, choć na dobrą sprawę sama nie była pewna. Przypomniała sobie opakowania, jak te po croissantach, które walały się po Tomasza samochodzie i były dosłownie wszędzie, tak w schowku, jak i w bagażniku, a czasami nawet na tylnym siedzeniu. – On nie może być dilerem. Nie wygląda na takiego – przekonywała rodzicielkę, a tym samym starała się do tego przekonać także samą siebie.

wtorek, 11 października 2016

Paulina – część 8

Pomocny

Tomasz Bordych nie należał do ludzi szczególnie wygadanych, ale też nigdy nie miał problemów z mówieniem. Jedynie specyficznie wymawiał wyrazy z R, zwłaszcza gdy to następowało po spółgłoskach. Paulinie taka wymowa przywodziła na myśl francuski akcent i nawet kiedyś powiedziała o tym Tomkowi. Ten wyjaśnił jej, że jako dziecko miał podcinany języczek, i zażartował że chyba coś poszło nie tak w tym zabiegu.
Tomasz jednak nigdy się nie jąkał, nie umiał długo milczeć, gdy ktoś prowadził z nim rozmowę, zapytany szybko odpowiadał, a teraz, gdy nagle został postawiony przed oblicze czteroletniego Bartusia, to nie umiał sklecić ani jednego, sensownego zdania.
Paulina zauważyła jego stan, to jak delikatnie rozchyla usta, by potem szybko je zamknąć, a zaś ponownie otworzyć.
Coś nie tak? – spytała, przybierając na twarz delikatny uśmiech.
Nie, nic, nie, tylko... nie – wydukał niczym dziecko, które dopiero co nauczyło się mówić, albo poczuło czymś zawstydzone i skrępowane.
Nie? – dopytywała. – To znaczy, że...
Nie mówiłaś, że masz dziecko?! – nieco się uniósł. – Nie zrozum mnie źle... ja się nie spodziewałem.
Rozumiem, że to kończymy, bo boisz się odpowiedzialności? – dopytywała, poprawiając Tośkowi kurteczkę. Uznała, że na dworze jest za zimno, by ten chodził rozpięty, więc zapinała niewygodne guziki.
Tomek wpatrywał się w malucha i blondynkę, która trzymała go na kolanach. Dziewczyna co jakiś czas na niego zerkała swoimi hipnotyzującymi, zazwyczaj roześmianymi, ale teraz poważnymi, błękitnozielonymi oczami.
Nie boję się odpowiedzialności – przemówił niezwykle pewnie, zbierając w sobie niemal wszystkie pokłady stanowczości i pewności siebie. – Zależy mi na tobie, więc twoje dziecko nie będzie problemem. Jeśli mogę kochać ciebie, to pokocham i twojego syna, ale... ale... ty... późno o tym powiedziałaś.
Bałam się. – Spuściła głowę i ledwie powstrzymała śmiech. Starała się ukryć swoje rozbawienie przed brunetem, a mały Bartuś mrużył oczy, gdyż wypatrzył już opakowanie, takie samo jak to z croissantami, leżące na tylnym siedzeniu.
Niepotrzebnie. – Wzruszył ramionami, a potem położył dłoń w pobliżu jej szyi. – To ja się teraz boję. Nie wiem ile jeszcze ukrywasz. Poza tym... ja i dzieci... to nigdy nie szło tymi samymi drogami.
Nie lubisz ich? Nie chcesz mieć własnych?
Chcę! – niemal wykrzyknął. – Znaczy, myślałem o tym, jasne, że tak, tylko... Dotychczas nie miałem za dużo styczności z tak małymi dziećmi. Mam wrażenie, że one mnie nie lubią. Jakby to powiedzieć, po prostu, nie mam wprawy.
Zawsze możesz jej nabrać – zaproponowała.
Wiem. Postaram się. Teraz będę musiał. – Wskazał na Bartka obiema dłońmi, a ten chwycił za jedną z nich.
Dasz rogalika? – zapytał, wskazując na papierowa torbę na tylnym siedzeniu.
Tam nie ma rogalików. Są tylko papierki, ale dam ci cukierka. – Wyjął ze schowka opakowanie do połowy pełne tik-taków. – Lubisz miętowe?
Lubiem wszystkie. A najbardziej to lubiem rogaliki. Paulina ma w takich torbach rogaliki, a nie papierki – wyjaśnił, rozumując na swój dziecięcy sposób, a potem zabrał od bruneta opakowanie tik-taków i zagrzechotał nim.
Słuchowi Tomasza nie umknęło, że mały powiedział na matkę po imieniu, ale postanowił na razie przemilczeć ten temat. Pochwalił natomiast go za rezolutność.
Jest bardzo bystry – rzekł do dziewczyny.
Pewnie po mojej siostrze – stwierdziła. – To mój siostrzeniec – wyznała w końcu i teraz już nie powstrzymywała śmiechu.
Oszukałaś mnie!? – zdziwił się, a nawet krzyknął.
Przepraszam, nie gniewaj się – uspokajała go, ale ciągle się przy tym uśmiechała. – Chciałam sprawdzić jak zareagujesz, to był taki test, poza tym, ja Bartka traktuje prawie jak mojego syna. Natalii ciągle nie ma, goni za miłością i to ja i mama się nim zajmujemy.
Teraz rozumiem – potwierdził. – To dlatego tak często nie miałaś czasu i musiałaś wracać na daną godzinę.
Właśnie. To wszystko przez niego. – Przytuliła mocniej Tośka do siebie.
Fajny jest – stwierdził brunet. – Piątka? – zapytał. – Przybijesz?
Bartosz oczywiście przybił, a potem wskazał palcem na tylną szybę.
Mama, Michał i babcia idą – oznajmił, gdy tylko dostrzegł dwie kobiety i chudego, niewysokiego faceta ze skórzaną, podróżną torbą w jednej dłoni i plecakiem Natalii w drugiej.
Czas wysiadać – zapowiedziała Paula i otworzyła drzwi, a potem, wysiadając, wyniosła też Bartusia z samochodu i postawiła na chodniku, dokładnie przed jego rodzicielką.
Całowali się! – krzyknął wesoło czterolatek, a potem zaklaskał w dłonie i zagrzechotał tik-takami.
Przestań – syknęła na niego blondynka, podając jednocześnie dłoń niejakiemu Michałowi, którego miała przyjemność pierwszy raz widzieć na oczy. Nie potrzebowała jednak wiele, by stwierdzić, że ten facet jest zupełnie inny od wszystkich swoich poprzedników.
Niespodziewanie Tomek wysiadł z samochodu, stanął przy boku swojej dziewczyny i z uśmiechem na ustach, powiedział:
Cześć.
Przy okazji też się przedstawił, ale nie jako chłopak, a jako kolega Pauliny. Zdecydował się nawet na muśnięcie jej mamy w rękę, gdy mu ją podała. Pochwaliła go za dżentelmeństwo i zaprosiła do środka. Odmówił, starał się wymigać, ale na nic mu się to zdało, gdyż usłyszał jedynie:
My idziemy i na was czekamy. Zaciągnij go. No chyba, że spieszy się do pracy.
Nie, akurat nie – powiedział do pleców Iwony. – Tylko...
Tylko co? – zapytała Paula, zakładając dłonie na jego szyję. Musnęła w usta. – Idziemy – wyszeptała, a potem złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
Zdążył jeszcze tylko się uśmiechnąć i założyć blokadę na samochód, za pomocą jednego przycisku na pilocie.
W pewnym sensie czuł się niezręcznie będąc pierwszy raz w mieszkaniu swojej dziewczyny i to na dodatek w momencie, gdy akurat byli w nim wszyscy domownicy. Nie był na to przygotowany, a na pewno nie tego dnia. Został jednak postawiony przed faktem dokonanym, więc musiał się jakoś zachowywać, rozmawiać, by nie ujść za dzikiego odludka. Opowiedział więc wszystkim o tym jak Paulina wpuściła go w maliny i zrobiła z Tośka własnego syna. Wszyscy się śmiali, Natalia najbardziej. Nawet powiedziała Michałowi, że też mogła tak zrobić i powiedzieć mu o Bartku na samym końcu, dopiero dziś, jakby go zobaczył.
Ja nie wiem czy ja bym zareagował tak spokojnie. Ja muszę mieć wszystko wcześniej zaplanowane – odpowiedział.
Przy kobiecie to nie jest możliwe – stwierdził. – Paulina nawet nie potrafi sobie zaplanować dnia tak, by się nie spóźnić – skrytykował, ale spojrzał na nią pobłażliwie, z lekkim, szczerym uśmiechem.
To nie są spóźnienia – zawołała, krzywiąc się. Oparła się tak mocno, że głowę podniosła do góry i spojrzała w sufit. – To lekkie niedoczasy – dopowiedziała.
Niedoczasy? – zdziwił się, wpatrując w jej długą, łabędzią szyję, w którą teraz najchętniej, by się wgryzł niczym wampir, ale przecież nie mógł tego dokonać przy takiej publiczności. – Twój ostatni niedoczas miał czterdzieści osiem i pół minuty – wypomniał.
Liczyłeś to?
Nie, ale spojrzałem na zegarek.
Iwona się zaśmiała, słysząc wymianę zdań córki i jej partnera. Chciała już wstać i zabrać się za zmywanie, zostawić młodych samym sobie, a nawet zabrać od nich Bartka, który opowiadał o średniowiecznych zamkach jakie widział w telewizji, na jednym z kulturowych programów, dotyczących zabytków i historii.
A ty wiesz, że ja bywałem kiedyś rycerzem – zagadał go Tomek.
Jak to bywałeś rycerzem?
Bawiłem się w Londynie w rekonstrukcje różnych bitew, wojen. W Polsce kiedyś też się tym fascynowałem za dzieciaka. Teraz już nie mam na to czasu, ale możemy cię z Pauliną kiedyś zabrać na taki pokaz.
Byłoby świetnie – pochwaliła Natalia, która w głowie już miała zaplanowany cały dzień, jaki mogłaby spędzić z Miśkiem lub koleżankami, bez konieczności ciągnięcia ze sobą syna.
Niespodziewanie Tomek złapał matkę swojej dziewczyny za nadgarstek, gdy ta zabierała jego talerz.
My pozmywamy – nie zaproponował, a stwierdził. – Prawda, Paulina, pozmywamy, nie? – Wstał i spojrzał na blondynkę.
Jasne. – Wzruszyła ramionami, jakby nie do końca rozumiała o co mu chodzi.
Nie możesz zmywać, jesteś gościem – powiedziała Iwona.
Ale ja lubię zmywać – upierał się i rozpoczął zbieranie pustych naczyń ze stołu.
Iwona jeszcze próbowała go powstrzymywać, ale córka jej w tym przeszkodziła, słowami:
Zostaw go mamo, jak chce niech zmywa. Idźcie do pokoju, twojego albo naszego, a my tu ogarniemy.
Zaczesała palcami włosy do tyłu i wstała, by schować niezjedzoną sałatkę i kilka kotletów do lodówki. Gdy wróciła się po chleb, by umieścić go w chlebaku, a Michała i Bartka już nie było, gdyż ten młodszy koniecznie chciał pokazać starszemu swoje zabawki, to matka szepnęła jej na ucho:
Facet, który lubi zmywać, ideał.
Właśnie, gdzieś ty go znalazła? – doszepnęła Natalia, na tyle cicho, by Tomek, stojący już przy zlewozmywaku i poprawiający rękawy swojej koszuli z lekkiego, jasnego dżinsu, nie mógł jej usłyszeć.
Wcale nie szukałam – przyznała nieskromnie, bardzo radośnie.
No widzisz, zawsze mówiłam, że jesteś w czepku urodzona – przypomniała szatynka i oddaliła się do swojego nowego partnera i syna.
Matka także opuściła kuchnie, a Paulina wróciła do chowania reszty rzeczy do lodówki i szafek. W pewnej chwili Tomasz chciał jej pomóc i otworzyć górną z nich, ale o mały włos, a by zwichnął sobie nadgarstek, a na dodatek jeszcze Paulinę tymi drzwiami uderzył, gdyż nie były one przykręcone.
Zawiasy poszły – wyjaśniła.
Trzeba by było przykręcić – stwierdził, usiłując zmatować meble, choćby na tymczasowo.
Wiem, ale tam już nie ma o co ich wkręcić.
No to trzeba zmienić meble – trwał przy swoim. – Takie coś jest niebezpieczne. A jak Bartkowi spadnie na głowę?
Bartek wie, że musi uważać. Poza tym, łatwo powiedzieć zmienić, trudniej zrobić. Myślisz, że mnie na to stać, spłacam węgiel z zimy – uświadomiła go.
Okay – nico się wycofał. – W takim razie, ja je zmienię.
Oszalałeś!? – krzyknęła na niego, ale szeptem.
Nie, i tak mam firmę budowlaną. Znaczy będę miał. Będę montował takie rzeczy, meble na wymiar, szafy przesuwne. Zrobię to po kosztach – wyjaśnił.
Tomek... – chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przyłożył mokry od wody z płynem palec do jej ust.
Ani słowa więcej. Poćwiczę na waszej kuchni. Przynajmniej będę miał choć jeden przykład wykonanej pracy, by pokazywać go na zdjęciach potencjalnym klientom. To też na moja korzyść – zapewniał.
Przymknęła oczy i pokręciła głową. Nawet jeśli chciała powiedzieć coś jeszcze, to mężczyzna ją pocałował i tym skutecznie odebrał jej mowę, a potem już zapomniała o temacie, do którego przecież chciała powrócić. Nie spodziewała się jednak, że Tomek tak szybko weźmie się do roboty i już następnego dnia zjawi z samego rana w jej mieszkaniu, z jednym kolegą i kilkunastoma deskami oraz narzędziami do ich cięcia, skręcania oraz oklejania.

Paulina – część 7

Dziecko

Wiosna trwała w najlepsze i tak jak na wiosnę wszystko się rodzi do życia, tak i Paulina zdawała się narodzić na nowo. Miała energię do działania, siły by wierzyć we własne możliwości. Zdecydowała się nawet dowiedzieć o studia zaoczne, sprawdzić ile by kosztowały, obliczyć czy podoła. Zaczęła wcześniej wstawać, a co za tym szło – też wcześniej się kładła i nie miała już problemów z zasypianiem. Szła do łóżka z myślą, iż rano znów powita ją SMS od Tomka, który zaprosi ją na kawę, a jeśli nie SMS, to kurier, który stanie w jej drzwiach nie tylko z kawą, ale także z croissantami.
On tak będzie ci już zawsze dostarczał śniadania? – dopytywała jej matka, wyjmując z papierowej torby dwa rogaliki. Jednego podała Bartusiowi.
Mógłby – stwierdził chłopczyk. – Bo ja lubiem – oznajmił z pełną buzią.
Szczerze to nie wiem – odpowiedziała rodzicielce Paula. Usiadła dokładnie naprzeciw i także postanowiła coś zjeść. Rogaliki już jej się przejadły, więc postanowiła zostawić je dla Tośka, a sama pożywić się truskawkowym jogurtem. Kawą jednak nie pogardziła. – No co się tak na mnie patrzysz? Przecież nie zabronię mu kupować mi śniadań. – Zaśmiała się.
Patrzę i widzę. – Iwona zdawała się jeszcze uważniej przyglądać swojej córce. – Masz malinkę na szyi.
Blondynka instynktownie dotknęła tego miejsca, w które wgapiała się matka. Nie zaszła jednak rumieńcem. Bez skrępowania odpowiedziała:
Za mocno mnie pocałował, gdy się ze mną wczoraj żegnał.
Wiem, znaczy wiemy. Widzieliśmy. – Uśmiechnęła się promiennie. – Bartuś to aż wspiął się na parapet, by was zobaczyć.
Paula spoważniała, westchnęła i zrobiła łyk kawy.
Nie wiem czy mówisz do mnie to wszystko, by mi jakoś dogryź, masz pretensje, czy może jesteś zadowolona?
Sama nie wiem – przyznała. – Z jednej strony cieszę się twoim szczęściem, ale... czy ty nie uważasz, że to trochę za szybko? Dopiero co zerwałaś z Norbertem.
Norbert nie był warty czasu jaki mu poświęciłam. Tomek jest tego wart.
Tomek? A więc tak ma na imię?
Tak.
Kiedy go zaprosisz?
Jeszcze nie wiem.
Chcę go poznać – nalegała.
Przyjdzie na to czas. Na razie my się tylko tak spotykamy. Zobaczymy co z tego będzie.
Obyś tylko była z nim szczęśliwa.
Jak przestanę być, to go rzucę, o to się nie martw. Nie popełnię już takiego błędu jak z Norbim, by ciągnąć coś co nie daje mi szczęścia, a jeszcze je zabiera. – Wstała od stołu i w pośpiechu zaczęła zakładać długi sweterek bez zapięcia. Był niemal cały popielaty, z różowym paskiem przechodzącym przez plecy nad pupą i tuż nad kieszeniami.
Byłaś ostatnio na zakupach? – zapytała Iwona, widząc u córki coś nowego.
Nie, ja nie, ale Tomek był kupić sobie spodnie. Ta narzutka rzuciła mu się w oczy. Uznał, że tak bardzo do mnie pasuję, że musiał ją kupić. Uważasz, że nie powinnam jej przyjmować? – zdziwiła się. Akurat poprawiała włosy, zarzucając je do tyłu, stojąc przed lusterkiem, ale pomimo tego spojrzała na matkę.
Sama nie wiem. Z jednej strony to nic złego, ale z drugiej... Jeśli nie czujesz do niego nic takiego wyjątkowego, to nie powinnaś przyjmować od niego prezentów.
Oj tam. Nie czuję, ale podoba mi się. Może kiedyś będzie z tego coś więcej. Trzeba czasu. Wychodzę do pracy.
O której wrócisz?
A czemu pytasz?
Natalka dziś wraca z kursu. W ogóle, to chyba powinna zmienić pracę. Oni ciągle każą jej gdzieś wyjeżdżać – narzekała.
Paulina wolała przemilczeć wyjazdy swojej siostry. Dobrze wiedziała, że starsza od niej o rok Natalia wcale nie wyjeżdżała na żadne kursy czy szkolenia, a do chłopaka, który mieszkał nad morzem i co rusz spraszał ją do siebie. Z tego co pamiętała, to właśnie dziś siostra miała wrócić do domu w jego asyście, by w końcu przedstawić go całej, małej, najbliższej rodzinie.
Idę po pracy z Tomkiem na szarlotkę i lody, ale postaram się szybko wrócić – powiedziała, naprawdę mając w planach pojawić się przed siostrą, by zapobiec katastrofie i gigantycznej awanturze, jaka z pewnością się wywiąże, gdy Natalia postawi matkę przed faktem dokonanym, a konkretniej, to nagle oznajmi Ta dam, zaręczyliśmy się!.
W pracy dzień szybko jej minął. Było sporo klientów, więc czas leciał jakby sam, bez konieczności poganiania wzrokiem wskazówek. Tomek zjawił się punktualnie. Czekał nad nią przed komisem, opierając się o ścianę podeszwą jednego buta. Obserwował jak zamykała antywłamaniowe drzwi i kratę oraz jak wrzucała klucze do torebki.
Od razu go dostrzegła, nawet rzuciła mu zwykłe część, ale dopóki nie upewniła się, że kłódki są dobrze założone, to nie zwracała na niego większej uwagi. Dopiero po dokładnym, dwukrotnym sprawdzeniu każdego zamka, podeszła i założyła dłonie na jego szyję. Musnęła delikatnie, by nie rozmazać na nim swojej szminki, tak jak to miało miejsce kiedyś, pewnej nocy, gdy całowali się w parku pod migoczącą latarnią.
Trzymając się za ręce, weszli do pobliskiej cukierni. Złożyli zamówienie, a kelnerka bardzo szybko uraczyła ich dwoma zestawami, złożonymi z kawałka szarlotki, dwóch kulek lodów waniliowych i kawy. To wtedy pierwszy raz Tomek zrobił coś co jej się nie spodobało. Zabrał cukier z jej dłoni i oznajmił:
Stanowczo za dużo słodzisz.
Co?
Cukier jest niezdrowy – trwał przy swoim.
To dlatego kawa, którą mi przesyłałeś była taka gorzka, że koniecznie musiałam ją dosładzać? – starała się obrócić wszystko w żart, a on jakby odpuścił.
Odłożył opakowanie cukru, które zabrał z jej dłoni z powrotem na blat stolika. Dłonie zaciśnięte w pięść wcisnął między uda, a potem opanował się i skosztował lodów. Zachwycił się ich smakiem, choć nie przepadał za słodyczami.
Nie mówię, że masz nie słodzić wcale, ale słodzić mnie. Robiąc tak jak robisz, przed czterdziestką nabawisz się cukrzycy i pierwszego zawału.
Nie przypominam sobie byś był moim prywatnym lekarzem pierwszego kontaktu – odburknęła z niezadowoloną miną.
Jesteś obrażona, by cię w czymś nie poparłem.
To będzie mój zawał i moja cukrzyca, nic ci do tego.
Ale to nie znaczy, że muszę cię popierać.
Nie musisz też krytykować.
Mam nie mówić co myślę? Mam kłamać? – starał się zrozumieć.
Czasami ugryźć się w język.
Jak wstałaś lewą nogą, to mogłaś powiedzieć. Przełożyli byśmy spotkanie.
Przepraszam – powiedziała, decydując się mu ustąpić. Otworzyła opakowanie cukru, ale jednak nie wsypała go do kawy. – Zobaczę czy tyle wystarczy – zaproponowała.
Wcześniej słodziłaś osiem, teraz osłodziłaś cztery. Na pewno odczujesz różnice – uprzedził nim spróbowała.
Uznała, że kawa osłodzona o połowę mniej niż zazwyczaj jej nie smakuje i jest zupełnie gorzka, ale pomimo tego postanowiła się przemóc, a być może i nawet, z czasem, przyzwyczaić. Postanowiła, że osłodzi sobie gorzki napój waniliowymi lodami i słodką szarlotką z cynamonem.
Jestem dziś nieswoja, bo moja siostra wraca. Powie matce, że zaręczyła się z jakimś Michałem, którego ta ani razu jeszcze nie widziała na oczy. Nawet ja go jeszcze nie widziałam. Dziś zobaczę po raz pierwszy.
To chyba dobrze, że układa sobie życie – stwierdził.
Niby tak, ale co pół roku układa je sobie z kimś innym i do tej pory nie trafiła na nikogo... nawet przystępnego. Nie mówię, że ma być idealny, ale...
Ideałów nie ma.
Ty jesteś – skomplementowała.
Dziękuję, ale nie jestem – trwał przy swoim.
A jesteś samochodem? – spytała z nadzieją, wykrzywiając przy tym usta.
Może jestem.
Jeśli jesteś, to odwieziesz mnie potem do domu? Chciałabym zdążyć przed matką poznać tego całego Michała, by w razie czego wybić jej z głowy przedstawianie go matce.
Tomasz zaśmiał się krótko i cicho, a potem przytaknął ruchem głowy.
Oczywiście, że cię odwiozę. Czy kiedykolwiek kazałem ci wracać samej?
No nie.
No właśnie. Obrażę się, że mnie o takie chamstwo podejrzewasz. Zjemy i od razu jedziemy – zadecydował.
Jak powiedział, tak się stało i już po chwili siedzieli w samochodzie pod kamienicą, utworzoną z niegdyś jednorodzinnego domku. Okna były zamknięte i nie widziała żadnego ruchu za firanką. Zdziwiła się, bo jej mama, gdy była w domu, to non stop wietrzyła. Zdaniem Pauliny kobieta miała jakąś niezdrową manie, nieustannego wpuszczania do domu świeżego powietrza.
Zdecydowała się pocałować Tomka na pożegnanie i wysiąść, ale gdy chwyciła za klamkę, ten szybko zablokował drzwi.
Było stanowczo za krótko – poskarżył się na pocałunek.
Postanowiła naprawić swój błąd i niemal już klękała na fotelu jednym kolanem, by dosięgać go bardziej i by było jej wygodniej, gdy usłyszała stukanie w boczną szybę. Wystraszyła się i odwróciła.
Do szyby przyciskał policzek czteroletni Bartuś, postukując przy tym o nią obiema dłońmi, wysoko uniesionymi do góry.
Wpuścicie mnie? – zapytał niewyraźnie, z buzią ciągle przyciśniętą do tafli szkła.
Otwórz – polecił radośnie Tomek, jednocześnie odblokowując blokadę.
Paulina ledwie otworzyła, a mały Tosiek już wślizgnął się do środka i usiadł na jej kolanach.
Synek sąsiadów? – spytał, podając małemu rękę.
Nie, rodzina – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
W takim razie część, mały. Jestem Tomek, a ty? – Uśmiechnął się ciepło.
Bartosz – odpowiedział, unosząc dłoń do góry, jakby oczekiwał przybicia piątki.
Paulina położyła swoją dłoń na główce Tośka, chcąc poprawić jego czerwoną czapeczkę z daszkiem, gdyż ta była bardzo krzywo założona.
To mój syn – wyznała, a w samochodzie zapanowała niezręczna cisza.
Tomek wpatrywał się w chłopca ubranego w dżinsowy komplecik, składający się ze spodni i kurteczki, której guziki były rozpięte tak mocno, że widać było znaną postać z kreskówki. Wbił wzrok w czerwoną czapeczkę dziecka i otworzył usta, po chwili jednak ponownie je zamknął. Zaniemówił.