Własne M3
Tomasz
od Norberta różnił się znacznie. Przede wszystkim jednak różnił
się zaradnością i myśleniem o przyszłości. Bordych nie był
typem, który był w stanie wydać całą wypłatę w jeden weekend
na klubowe imprezy czy domówki. Paulina sama nie była pewna czy
cechowała go wtedy oszczędność czy po prostu miał tych pieniędzy
więcej. Sama nie odczuwała znacznej różnicy w zabawie, no może
poza taką, że nie imprezowali co weekend, a raz na jakiś dłuższy
czas, trwający około miesiąca. Przy Tomku nigdy też nie była
zmuszona, by sama wracać do domu. Śmiało więc można powiedzieć,
że mężczyzna miał swoje plusy.
Pewnego,
upalnego dnia Tomek zabrał Paulinę na przejażdżkę. Jak zwykle po
drodze wstąpili do cukierni na szarlotkę z lodami i dużą, ale już
nie taką słodką jak dawniej kawę. Na wynos wzięli kilka
croissantów.
– Dokąd
jedziemy? – zapytała, gdy tylko zdała sobie sprawę, że
zmierzają w przeciwnym kierunku, niż ten prowadzący do ulicy przy
której mieścił się jej rodzinny dom.
Bordych
pogładził dziewczynę po kolanie, na którym trzymał dłoń, co
jakiś czas przenosząc ją na gałkę od skrzyni biegów.
– Nic
się nie martw. Mam niespodziankę.
– Znowu?
– zabrzmiała jakby miała pretensję, więc spojrzał na nią
wielce zdziwiony.
– No
bo ciągle masz dla mnie jakieś niespodzianki – wyjaśniła, gdy
parkował przed ładnym, niskim blokiem.
Budynek
nie był nowo postawiony ani nowoczesny, ale wyraźnie był zadbany i
został niedawno odrestaurowany. Tynk pokrywała kremowa farba, a
narożniki i balkony ozdobione były cegłami elewacyjnymi.
– Zawsze
mi wypominałaś, że nigdy nie zapraszam cię do siebie –
powiedział wysiadając.
Nie
czekała aż otworzy jej drzwi, samodzielnie pofatygowała się, by
opuścić samochód i przejść przed jego maskę. Tam Tomek podał
jej dłoń i razem w stronę klatki schodowej.
Mężczyzna
wpisał kod i puścił dziewczynę przodem. Poinstruował, że ma się
udać na drugie piętro.
Blondynka
stanęła więc przed ładnymi, brązowymi, wyglądającymi na
masywne drzwiami, a Tomek włożył klucz do zamka.
– Uprzedzam
cię, że jest bałagan – poinformował zanim otworzył.
Faktycznie,
bałagan był. Na świeżo położonych płytkach podłogowych
osadzony był kurz w tak znacznych ilościach, że te wydawały się
być pokryte jakimś białoszarym proszkiem. Ściany natomiast były
białe, jeszcze nieumalowane. W niektórych miejscach widać było
tynk, którym Bordych zalepiał dziury i nierówności.
Paulina
odwróciła się do swojego chłopaka i zadała jedno pytanie:
– Od
kiedy tu mieszkasz?
– Od
jakiegoś tygodnia – odpowiedział i zaczął ciągnąć ją w
stronę sypialni.
Wejście
do tego pomieszczenia miało już przytwierdzoną futrynę, ale po
drzwiach nie było śladu. Paulina zauważyła je stojące przy
oknie, oparte o ścianę.
– Gdzie
mieszkałeś wcześniej? – dopytywała w chwili, gdy chłopak
całował ją po szyi i napierał przy tym na tyle mocno, by się w
końcu poddała i opadła na przykryty żółtym prześcieradłem
materac.
– Wynajmowałem
kawalerkę z kolegą. Czekałem na dobrą okazję. – Uklęknął
szeroko i zdjął niemal w pełni już rozpiętą koszulę na krótki
rękaw.
– Okazję?
– Uniosła się na łokciach i wpatrywała pytająco w jego opalone
ciało.
– Przeglądałem
strony z licytacjami komorniczymi, aż w końcu wynalazłem
odpowiednią ofertę. Chciałem znaleźć coś w dobrej cenie, ale
trzypokojowego.
– Po
cholerę ci aż tyle przestrzeni?
Po
tych słowach jednym, zdecydowanym szarpnięciem sprawił, że
położyła się na brzuchu i siarczyście klepnął w jeden z
pośladków.
Zabolało,
więc ze świstem wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby. W
odpowiedzi usłyszała jedynie:
– Nie
klnij i nie po cholerę ci, a po cholerę nam.
Ostatnie
słowa Tomek wyszeptał dziewczynie wprost do ucha, co jakiś czas
trącając je językiem i obejmując ustami.
Okręciła
się z powrotem na plecy, dłońmi sięgnęła do jego karku i
przyciągnęła go bliżej, zezwalając na mocny, intensywny
pocałunek. Nigdy wcześniej, przed poznaniem Tomka, nie sądziła,
że coś co zwykle służy do okazywania uczucia, może zakrawać o
taką brutalność i być naznaczone wyczuwalną agresją. Inna
sprawa, że podwyższony poziom testosteronu u Tomasza,
nieszczególnie jej przeszkadzał, a w takich chwilach jak ta, bywał
silnie podniecający.
Położyła
dłonie na jego silnych ramionach i zaczęło do niej docierać, że
polubiła czuć tą napiętą grę mięśni. Przyzwyczaiła się do
jego ruchów i gestów, do wystających łopatek i pieprzyka na dole
pleców, tuż przy pośladkach. Nawykła nawet do tego, że to on w
łóżku wydawał polecenia, takie jak:
– Zdejmij.
Szarpał
wtedy za element ubioru, którego chciał, by się pozbyła.
Tym
razem bluzka powędrowała w kąt pokoju, a dłonie Tomka sięgnęły
do zapięcia stanika dziewczyny. Uśmiechnął się na widok jędrnych
piersi schowanych w niebieski biustonosz w czarne kropki, ale jeszcze
bardziej ucieszył go widok, gdy jej biustu nic nie przysłaniało,
gdy mógł położyć na nim swoje ręce, poczuć tę miękkość i
ciepło.
Wtedy
nie zauważył równej opalenizny, pomimo że całował i pieścił
całe jej ciało, zahaczając językiem nawet o długi kolczyk w
pępku, który zdobił jej płaski brzuch.
Kiedy
po wszystkim Paulina powtórzyła pytanie, mówiące o tym po co mu
tak wiele przestrzeni, wyjaśnił jej, że po prostu myśli o
przyszłości i o tym, by kiedyś założyć rodzinę. Jego zdaniem
wygodą było posiadanie salonu i sypialni i na w razie czego,
także wolnego pokoju, w którym można będzie urządzić dziecięcy.
– W
ogóle będę musiał wyjechać – oznajmił, opierając się o
ścianę i odpalając papierosa.
– Dokąd?
– Muszę
jeszcze w Anglii podpisać kilka dokumentów w związku z tym
otwarciem działalności, a potem odwiedzić Niemcy, bo tam kolega ma
dla mnie jakiś samochód. – Musnął Paulinę w czoło i wychylił
się po pusty słoik, do którego strącał popiół.
– Długo
cię nie będzie? – dopytywała, wyraźnie smutniejąc.
– Z
jakieś dwa tygodnie co najmniej, ale gdy wrócę to ci to
wynagrodzę.
– Jak?
– Niespodzianka
– odpowiedział, zagryzając dolną wargę i uśmiechając się
przy tym łobuzersko.
– Przestań.
– Trąciła go w ramię. – Będę miała wyrzuty sumienia, że ty
mnie ciągle zaskakujesz, a ja ciebie wcale.
– Nic
się tym nie przejmuj. Ty jesteś takim moim prezentem na każdy
dzień.
– Eche,
eche – wymruczała z niedowierzaniem.
– Jak
ci tak mówię, to znaczy, że tak jest – upierał się. –
Zapisałaś się już do szkoły?
– No.
– Przewróciła oczami. – Ale nadal nie jestem przekonana co do
tego pomysłu. Nie wiem co w takiej sytuacji będzie z Bartkiem. Kto
będzie go w te weekendy pilnował.
– A
czemu ty się tym tak przejmujesz? – zdziwił się, nerwowo
odgaszając papierosa. – Pomogłaś Natalii ile mogłaś. Miała
wystarczająco dużo czasu, by się ogarnąć i jakoś sobie życie
poukładać.
– Niby
tak, ale...
– Niech
szuka pracy od poniedziałku do piątku, a w weekendy będzie z
synem.
– To
nie jest takie proste jak się wydaje, gdy się to mówi.
– Ewentualnie
ja mogę Bartka raz na jakiś czas przypilnować, gdy to będzie
konieczne, ale ty i twoja mama powinniście dać dziewczynie się
usamodzielnić. Wyręczałyście ją we wszystkim i przez to teraz
jest jak jest. Nauczyła się was wykorzystywać.
– Być
może to tak wygląda, ale nie do końca...
– Paula
– przerwał jej stanowczo. – Ja sam widzę jak to wygląda i
uwierz, że umiem wyciągać wnioski. Twoja mama zamiast układać
sobie życie, ciągle niańczy wnuka. Jak nie ona to robi, to my, a
Natalia zamiast mieć stałą pracę, to chwyci się jedynie czegoś
chwilowego i to tylko po to, by mieć na pociąg i pojechać do
Michała. A jak zaprosiła tam swojego syna, to z tobą, bo
wiedziała, że sama się nie da rady nim zająć, bo jej się nie
będzie chciało. Bo twojej siostrze to się niczego nie chce.
– Skończyłeś?
– spytała z wyraźną pretensją w głosie.
– To
że nie będę o czymś mówił, nie znaczy, że nie będę też
myślał.
– Wolę
byś nie mówił, bo ja nie chcę tego słyszeć.
– A
co, prawda w oczy kole? – Wstał i nachylił się po koszulę.
Zaczął ją ubierać, ale nie zapinał guzików. Zajął się
zapinaniem rozporka dżinsowych spodenek przed kolana.
– Możesz
przestać taki być.
– Jaki?
– spytał, odwracając się w jej stronę, opierając przy tym o
parapet.
– Oburzasz
się bo nie przyznaję ci racji.
– Nie
chodzi o moją rację, a o myślenie. Ciekaw jestem czy Natalia
będzie tak samo niańczyła nasze dziecko, jak ty Bartka?
– Myślę,
że my nie będziemy tego potrzebowali. – Zaczęła zapinać
stanik, a potem poszukiwać wzrokiem swoich cienkich, materiałowych
spodni.
– Ona
też nie potrzebowałaby, gdyby myślała. – Nachylił się po
żółte spodnie i podał je Paulinie. – W życiu tak już jest,
Paula, że jak się nie uważa, gdy się robi, to potem trzeba robić
nie tak jak się uważa, a tak jak się powinno.
– Słucham.
– Wstała i zasunęła zamek rozporka.
– Jeśli
nie przyszło jej do głowy, by się zabezpieczyć, albo chociaż
zrobić to z kimś w miarę odpowiedzialnym kto o to dziecko potem
zadba, to teraz powinna się ogarnąć i sama o nie dbać, a nie
ciągle porzucać.
– A
kiedy twoim zdaniem go porzuciła?
– A
kiedy nie? Przecież nawet jak zabiera go z sobą do Michała, to tam
zajmuje się nim matka czy babka jej faceta, a nie ona. Jak jej tego
nie ukrócicie, to całe życie się będzie wami wyręczała.
Dojdzie do tego, że to ty będziesz chodziła na wywiadówki do
szkoły jej syna.
– O
co ci tak konkretnie chodzi?
– O
to, że nie chcę byś każdy swój wolny czas poświęcała cudzemu
smarkaczowi.
– Teraz
przesadziłeś! Masz tak na niego nie mówić!
– Sorry,
nie mam nic do dziecka, ale mam wiele do jego matki. W życiu ponosi
się konsekwencje swoich czynów. Ona nie poniosła żadnych. To ty i
twoja matka ustaliłyście sobie grafik pod jej dziecko, zamiast
niej!
– Konsekwencje
czynów – powtórzyła. – Myślisz, że każdego możesz, kurwa,
wychowywać? – Pchnęła go i doszła do parapetu, by móc
poczęstować się papierosem z pozostawionej tam paczki.
– Każdego
może i nie – odpowiedział, zaciskając dłoń na jej ręce i
szarpnięciem dostawiając do ściany. Sprawił, że upuściła
odpalonego papierosa. – Ale nie będziesz do mnie mówiła takim
tonem – zapowiedział.
– Puść
mnie – zażądała, a kiedy to nie pomogło, to zdecydowała się
na to by wymierzyć policzek wolną dłonią.
Tomasz
zamknął oczy po siarczystym uderzeniu, a gdy ponownie je otworzył,
to dało się w nich zauważyć coś dziwnego. Wyglądały dokładnie
tak, jakby zaszły jakąś mgłą.
Trzykrotny
huk rozszedł się echem po niemal pustym pomieszczeniu. Poczuł jak
pieczę go wewnętrzna część dłoni. Spojrzał na zaczerwienione
od łez oczy dziewczyny.
– Możemy
licytować się dalej – stwierdził. – Chcesz, to uderz, ale
wiedz, że za każdym razem ci oddam – zapewnił twardym, dla niej
zupełnie obcym tonem. Po chwili odsunął się i sięgnął pa
papierosa, odpalił go wychodząc na balkon.
Oparła
się o ścianę, czując jak drży na całym ciele. Miejsce po
uderzeniu nadal bolało, ale nie było to na tyle dokuczliwe, by nie
mogła się do końca ubrać. Nie było też konieczne, by
przeglądała się w lustrze z zamiarem zatuszowania siniaków, bo
Bordych miał w sobie na tyle rozsądku i opanowania, by nie uderzyć
dziewczyny w twarz.
Po
tym rozdziale bardzo mnie ciekawi czyje racje uważacie za słuszne –
Tomasza czy Pauliny?
Uprzedzam
was też, że wasze komentarze nie będą publikowały się od razu,
bo włączyłem moderację, ale nie w takim celu, by publikować same
pochlebstwa, ale by żadnego komentarza nie pominąć i na każdy
udzielić odpowiedzi.