środa, 21 grudnia 2016

Paulina – część 13

Kolory tęczy

Paulina czuła się nijako, gdy Tomasza nie było przy niej, gdy nie pisał, nie dzwonił, nie witał się na dzień dobry jakimś ściągniętym z internetu wierszykiem lub po prostu emotikonem wyrażającym uśmiech, czyli tym samym też radość z tego, że są razem. Zawsze śmiała się z dziewczyn, które tak interpretowały wiadomości tekstowe, ona uważała się za rozsądniejszą, taką z dystansem. W końcu zaczęła czynić tak jak one i nastało to samoistnie, bez jej wyraźnego pozwolenia. Wtedy już rozumiała jak to jest się zakochać i w jaki sposób się to odczuwa. Tęsknota – jedno słowo, które wyrażało szczerość uczuć.
Jej każdy kolejny dzień wyglądał tak samo. Wstawała z łóżka, szła do pracy, w niej piła przesłodzoną kawę, pracowała, wracała i kładła się przed telewizorem, chcąc na moment zająć umysł obrazami z plazmy, niżeli troskami, które zaprzątały jej głowę. Obawiała się, że Tomasz już się nie odezwie, a sama nie chciała czynić pierwszego kroku, bo nigdy nie była panną skorą do narzucania swojego towarzystwa chłopakowi. Cechowała ją godność, poza tym uważała, że to on był winny, że to on powinien przepraszać, na dodatek to on obiecywał odezwać się kolejnego dnia, bo rzekomo miał jej coś pokazać.
Paulinaaa! – krzyczał Bartuś. – Ty mnie w ogóle nie słuchasz! – stwierdził i tupnął nóżką o stare, powycierane w wielu miejscach panele. Obraził się i pobiegł do drugiego pokoju.
Martwisz się Tomkiem? – zauważyła matka dziewczyny i dosiadła się obok córki.
Paula spojrzała na nią z miną wyrażającą coś na kształt oburzenia, bo tak naprawdę nie czuła się być w na tyle bliskich relacjach ze swoją matką, by opowiadać jej o swoich sprawach sercowych.
Nie przejmuj się. Odezwie się. Zależało mu.
Nie chodzi o to – zaprzeczyła. – Czasami myślę, że lepiej jakby się już nie odezwał.
Dlaczego tak mówisz? Myślałam, że wam się układa.
Bo układa. Znaczy, układało – poprawiła szybko. – Tylko on jest taki... zaborczy.
Zaborczy to było jedyne słowo jakie pasowało do określenia zachowania Tomasza, choć zdaniem Pauli i tak nie odzwierciedlało do końca tych wszystkich jego stanów i momentami dziwnych zachowań.
Faktycznie, ma trudny charakter, ale nie jest zły chłopak.
Ostatnio mówiłaś, że cię przeraża.
No niby tak, ma czasami coś dziwnego w oczach, ale sama opowiadałaś Natalii, że miał trudne życie, tak?
A ona oczywiście musiała ci powtórzyć! – uniosła się, po czym wstała i uznała, że ma dość, że musi się przejść, pobyć sama.
Ledwie wyszła z domu, a odezwał się jej telefon komórkowy. Nie miała możliwości go odebrać, gdyż nie wzięła go ze sobą, ale mały Bartuś ją w tym wyręczył. Chłopiec nawet wyjrzał przez okno, by poinstruować Tomka, w którą stronę poszła jego ciocia.
W prawo, w lewo, nie... no w tą co się nosi zegarek na niej – wyjaśnił.
Bordych zaśmiał się słysząc zakłopotanie w głosie czterolatka, potem pochwalił go, iż jest bardzo mądrym chłopcem i rozłączając się docisnął pedał gazu, choć prowadzenie ze złamaną nogą wcale nie należało do zadań najłatwiejszych. Tomek nawet nie miał pewności czy taka jazda jest legalna, ale postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy, teraz ważna była Paulina i to by ją dogonić.
Szła przed siebie, żałując iż nie ubrała czegoś cieplejszego. Wielkimi krokami zbliżało się lato, ale pogoda ciągle płatała przeróżne figle, często bywało wietrznie i deszczowo.
Wystraszyła się, gdy granatowy Golf zajechał jej drogę, przy tym wjeżdżając na chodnik.
Mój Boże! – krzyknęła, choć wiedziała już z kim ma do czynienia, bo Tomek zdecydował się na szybkie otwarcie drzwi.
Część, kochanie – przywitał się.
Żadne kochanie. Nie odzywałeś się tyle czas i nagle się zjawiasz, jakby gdyby nigdy nic i... – poczuła jak się zapowietrza i traci główny wątek. Nie była nawet pewna czy do końca logicznie składała swoją wypowiedź, ale to wcale nie przeszkadzało jej mówić i po zaczerpnięciu powietrza ponownie się wydarła.
Tomek słuchał jej wrzasków w całkowitej ciszy i nawet w wielkim skupieniu. Obserwował każdy ruch jej warg i ani powieką przy tym nie mrugnął. W końcu jednak zdecydował się wysunąć lewą nogę poza pojazd, a następnie chwycić oburącz za nogawkę spodenek i dopomóc prawej nodze, tej zagipsowanej.
Mój Boże, co ci się stało?
Znowu jestem Bogiem – zażartował. – Pomiędzy byciem Bogiem byłem skończonym dupkiem – zauważył i dziwnie się przy tym skrzywił. – A to, to powód mojego milczenia. – Postukał pięścią o biały gips. – Wypadek przy pracy. Szynę mi założyli.
Nie mogłeś zadzwonić?
Przyłożył policzek do prawego ramienia.
Potłukłem telefon. Kolega miał wysłać SMS-a, ale chyba się po mnie nie rozczytał i pomylił twój numer i... dopiero jak mu odpisano, po kilku dniach, to się zorientowałem, że ty nic nie wiesz. – Potarł palcami o czoło wyrażając w ten sposób swoje zakłopotanie.
Dlaczego sam nie zadzwoniłeś!? – krzyknęła.
Leżałem w szpitalu.
Nie mają tam budki telefonicznej?
Mają, ale... skoro ci napisał, a ty się nie odzywałaś...
Nic mi nie napisał! – ryknęła. – Boli? – zapytała już spokojniej i nawet zdecydowała się do niego podejść.
Nie, jest tylko trochę uciążliwe, ale nie na tyle bym nie mógł spełnić tego co obiecałem. Miałem ci coś pokazać – przypomniał. – Wsiądziesz?
Wsiadła. Uśmiechnęła się nawet pod nosem podczas zapinania pasów, a gdy usłyszała dobrze jej znane Może kawę i rogalika? to już nie kryła swojego zadowolenia z tego, że wszystko powróciło do normy. Wtedy było jej naprawdę dobrze, choć nie działo się nic nadzwyczajnego. Po prostu siedziała na miejscu pasażera, jej chłopak usiłował prowadzić pomimo złamanej i wstawionej w gips nogi, czuła jego dłoń na swoim kolanie. Wtedy myślała, że to dobrze może trwać wiecznie, że nigdy się nie skończy.
Tomek zaparkował przed dziwnym budynkiem. Zdaniem Pauliny ta ruina wyglądała na całkiem opuszczoną. Nawet przez moment bała się z nim iść, bo wyraźnie zmierzał do wejścia na starą i ciemną klatkę schodową. Szybko jednak pomyślała, że jej obawy są zupełnie nieuzasadnione, bo przecież była ze swoim chłopakiem, który zawsze się o nią troszczył i nie pozwoliłby na to, by coś złego ją spotkało. Na tyle mu ufała.
W kieszeni mam latarkę – powiedział i zatrzymał się, a gdy ją wyjęła, to ponownie zaczął kuśtykać, pomagając sobie przy tym jedną kulą.
Dokąd idziemy?
Na dach – odpowiedział, a jego oczy przy tym dziwnie zabłysły.
Zdaniem Pauliny było to mocno przerażające, ale pomimo tego nie miała zamiaru rezygnować z niespodzianki, więc ucieczka tym bardziej nie była jej w głowie.
Dotarli na ostatnie piętro, gdzie wyszli malutkim okienkiem na niższy daszek, a potem drabiną udali się na główny dach. Paulina weszła jako pierwsza, a potem obawiała się czy Tomek z nogą w gipsie sobie poradzi, ale o dziwo poszło mu to całkiem sprawnie.
Wspinasz się lepiej niż chodzisz – skomentowała.
Mam silne ręce – odparł i stanął za nią. Objął. Brodę położył na jednym ramieniu. – Patrz przed siebie – nakazał.
Dopiero wtedy zorientowała się, że opuszczona kamienica, do której ją zabrał, postawiona została na najwyższym wzniesieniu jakie było w ich mieście. Na dodatek były to obrzeża, a więc parząc we wskazanym przez niego kierunku miała dokładny widok na całe miasto. Co prawda zaczynało się już robić szarawo, bo pora była późna, ale i tak krajobraz złożony z dachów budynków mieszkalnych, sklepów, świateł był cudowny.
Nagle przed jej oczami pojawił się balon. Był różowy, więc doskonale zauważalny. Po nim pojawiły się następne i następne, i było ich więcej, coraz więcej.
Oczy blondynki rozszerzyły się z zadowolenia jak u małej dziewczynki, która otrzymała na urodziny wymarzony prezent. Była to czysta, niczym niezmącona radość, którą tylko potęgowały pocałunki, które Tomasz zostawiał na jej policzku, szyi i gołym ramieniu.
Zmarzłaś – zauważył i zdecydował się na zdjęcie koszuli z długim rękawem, po to, by móc ją nią okryć. – Uznaj to za moje przeprosiny – szepnął do ucha i objął ją ponownie.
W końcu dała radę wyrwać się z tego pięknego snu, gdy już wszystkie balony uleciały wysoko do nieba. Była ich cała masa, zdawało jej się jakby to były miliony, choć w rzeczywistości nie było ich więcej niż dwieście sztuk.
To było cudowne. – Odwróciła się w jego stronę i szeroko uśmiechnęła. – Miała wszystkie kolory tęczy – dodała
Wiem, bo tym dla mnie jesteś. Wszystkimi kolorami tęczy – odpowiedział. – Takim kolorowym początkiem nowego życia. Bez ciebie ono nie ma sensu – wyznał i pochwycił ją za ramiona, tylko po to, by nigdzie mu czasami nie umknęła. Chciał ją pocałować. Nie czuł jej miękkich warg na swoich ustach już tyle czasu, że niebotycznie za nimi tęsknił. – Kocham cię – powiedział jednak najpierw, zanim złączył ich ciała w pocałunku, a następnie w erotycznej, nieco niegrzecznej ekstazie, zważywszy na to, że kochali się na dachu opuszczonego budynku porą nie nocną, a wczesnowieczorną.

wtorek, 20 grudnia 2016

Paulina – część 12

Zazdrość

Do pokoju hotelowego zaczęło wkradać się światło dnia. Paulina wejrzała w kierunku okna, ale jej wzrok zatrzymał się na kilku podgrzewaczach, które ciągle były zapalone i poustawiane na komodach oraz parapecie. To tego najbardziej brakowało jej przy Norbercie. Jej były zupełnie nie miał fantazji i nie cechowała go żadna romantyczność, nawet tak prosta, minimalna i banalna.
Poczuła znajome muśnięcie w okolicy szyi. Zaczęła się już do tego przyzwyczajać i było jej w tej pozycji, z nim, w jego ramionach naprawdę dobrze. Wydała z siebie pomruk zadowolenia i sięgnęła rękoma za siebie, nad głowę, by móc wpleść palce we włosy bruneta.
Aż nie chce się wracać – oznajmiła przeciągle.
W odpowiedzi uśmiechnął się i zaczął całować ją po rękach, by w którymś momencie przyszczypnąć delikatną skórę zębami.
Ała! – wypowiedziała krzykliwie, ale bez gniewu, a z radością wypisaną na twarzy.
Jesteś piękna – wyszeptał wprost do jej ucha i zacisnął dłonie na miękkich piersiach, zaczął pocierać sutki za pomocą kciuków. – Najpiękniejsza.
I jaka jeszcze? – dopytywała stęskniona komplementów, choć przecież nigdy jej ich nie skąpił.
I cała moja. – Niespodziewanie zbliżył usta do jej szyi i całował w taki sposób, że przechodziły ją dreszcze. Na dokładkę ręce skierował w okolice jej żeber i rozpoczął łaskotanie. – Chcę cię tu i teraz – stwierdził, kiedy spadła z jego kolan i miał możliwość uklęknąć na łóżku, wciskając się między jej uda. – Tu i teraz – powtórzył siląc się na seksowny ton. Poruszył przy tym zabawnie brwiami i sięgnął po jej nogi, chwytając za kostki, w celu zarzucenia ich sobie na ramiona.
Nie cierpię tej pozycji!
Ze mną polubisz każdą – odparł i zaczął bałamucić ją pocałunkami, które skutecznie odciągnęły jej uwagę od wcześniejszego protestu.
W końcu doszło do tego, że niewygodna pozycja przestała jej przeszkadzać i sama sięgnęła na stolik nocny po paczkę prezerwatyw, by otworzyć jedno z opakowań i wręczyć je Tomasowi wprost do ręki.
Co dobre nie mogło jednak trwać wiecznie i w końcu zwiedzanie, taniec w modnych klubach i seks w pokoju hotelowym dobiegły końca. Tomek był zmuszony wracać do obowiązków, do firmy, którą dopiero co założył i była na etapie raczkowania. Paulina natomiast postanowiła rozejrzeć się za lepszą pracą, która sprawiałaby jej więcej radości. Nie miała jednak odpowiedniego wykształcenia, by stać się chociażby pomocą w przedszkolu, a to właśnie z dziećmi chciała zawsze pracować i to w tym czuła się najlepiej. Tomek wielokrotnie żartował, że skoro tak bardzo lubi maluchy, to nic nie stoi na przeszkodzie, by mieli własne. Zbywała go wtedy, mówiąc, że jest wariatem. Zwykle jednak przy tym dodawała, że uroczym.
Blondynka w końcu zdecydowała się rozejrzeć za studiami dla siebie. Odpuściła jednak na rzecz szkoły policealnej, która gwarantowała jej zawód opiekunki i nie kolidowała z obecną pracą, ciągle tą samą oraz opieką nad Bartusiem, bo z siostrzeńcem wciąż była mocno zżyta i traktowała go niemal tak jakby był jej synem.
Kiedy wracała ze spaceru z czterolatkiem, którego prowadziła trzymając za jedną rączkę, dostrzegła Norberta. Mężczyzna czekał przed jej domem, umilając sobie czas papierosem.
Nie odezwałaś się – wypomniał z miejsca.
Cześć Norbi – odezwał się Bartuś i delikatnie postukał czubkiem swojego buta o sportowe adidasy byłego chłopaka ciotki.
Część mały – odparł. – Bordych jest niebezpieczny.
Tak, wiem, doprowadził do napadu na jubilera – wydrwiła, a potem poleciła Bartoszowi, by pobiegł do domu i zobaczył czy babcia robi już kolację, zapewniając przy tym chłopca, że ona jest głodna jak wilk, choć nie do końca to było prawdą.
Wiesz? – zdziwił się i przeczesał ciemnobrązowe włosy, zaczesując je przy tym do tyłu.
Oczywiście, że tak. Był ze mną szczery. – Spojrzała w stronę drzwi, bo usłyszała dobrze jej znane skrzypnięcie. Spodziewała się ujrzeć tam Bartusia, który biegłby do niej z informacją, że kolacja już jest, ale zamiast chłopca zobaczyła swojego chłopaka.
Od razu jej coś w Tomku nie grało, choć wyglądał zupełnie tak jak zwykle. Ubrany był nawet standardowo czyli w dżinsy, T-shirt i koszulę na krótki rękaw, która rozpięta powiewała na lekkim wietrze. Jego szczęka jednak była mocno zarysowana, tak jakby zaciskał zęby.
Co on tu robi? – warknął w końcu i zaczął się zbliżać szybkim krokiem.
Wolny kraj! – odpowiedział mu Norbert, a Paula instynktownie stanęła przed furtką, jakby chciała odgrodzić obydwóch mężczyzn od siebie.
Tomek jednak chwycił za klamkę i intensywnie otworzył okratowane drzwi, następnie szarpnął dziewczynę za ramię, przeciągając ją w ten sposób na swoją stronę jakby chciał pokazać jej byłemu, że teraz blondynka jest jego własnością.
Co ty jej robisz!? – zbulwersował się Norbi.
Nie twój interes. A ty nie powinnaś z nim rozmawiać – powiedział szybko.
Uspokój się! – krzyknęła, mając złudzenie, że to coś da i że zapobiegnie rozlewowi krwi.
Nie zapobiegła. Wszystko działo się na jej oczach, ale ona sama czuła się dalekim obserwatorem, a nie uczestnikiem. Oniemiała patrzyła na to jak Bordych zaciska dłoń w pięść i wymierza pierwszy cios, następnie drugi. Norbert próbował się bronić, ale po pierwsze nie miał szans, a po drugie w końcu matka i siostra blondynki się wtrąciły i zakończyły tę chłopięcą przepychankę na prawdziwe, bolesne uderzenia.
Norbi odpuścił i odszedł, a Tomek przysiadł na murku i oparł się o zielone kraty ogrodzenia.
Nic ci nie jest? – zapytała matka dziewczyny, przyglądając się szkarłatnej cieczy, która wyciekała z jego nosa i plamiła nie tylko usta oraz brodę, ale także ubranie.
Oczywiście, że coś mu jest. Jest głupi! – wrzasnęła Paulina i ze zdenerwowania poczuła jakby się trzęsła, dlatego założyła ręce na piersi i potarła dłońmi ramiona, sądząc, że wtedy zrobi jej się cieplej.
Za to ty jesteś bardzo, kurwa, mądra, sprowadzając pod dom byłego typa.
Przecież go tu nie zaprosiłam. – Złapała się za głowę i wyglądało tak, jakby miała zamiar zebrać rozpuszczone włosy w kucyk, ale w końcu z tego zrezygnowała. – A nawet jeśli to nie miałeś prawa go bić!
Sprowokował mnie.
Czym!? – spytała.
Tym jak cię rozbiera wzrokiem.
Wcale tego nie robił.
Inna sprawa, że gdyby robił, to by ci to imponowało – zarzucił i wstał z murku, stając z dziewczyną dokładnie twarzą w twarz.
Natalia spojrzała za siebie, na Bartusia. Jej synek właśnie przybiegł zaciekawiony całym zajściem, które miał możliwość obserwować z okna. Iwona natomiast sugerowała córce i jej partnerowi, że lepiej będzie jeśli wejdą do domu i nie będą kłócili się na ulicy.
Poza tym powinieneś to przemyć – zwróciła się do Tomasza.
Nic mi nie będzie – stwierdził, dotykając delikatnie palcem do jednej dziurki, po czym wyraźnie skrzywił się z bólu.
Kto wygrał? – dopytywał Bartek.
Ja zwariuję. – Paulina zdecydowała się nie brać dalej udziału w tym całym zajściu i nie czynić dłuższego przedstawienia dla sąsiadów. Weszła do domu, trzaskając za sobą drzwiami i zostawiając w tyle całą swoją rodzinę oraz chłopaka. Od razu sięgnęła też po komórkę, która była pod ładowarką i napisała do Klaudii co takiego przed chwilą ją spotkało.
Ta szybko oddzwoniła i w przeciwieństwie do blondynki była zachwycona. Mówiła, że ona sama też chciałaby kiedyś zaznać uczucia jak to jest, gdy dwóch chłopców się o nią bije. Wiązała to z jakimś wielkim uczuciem, które jest w stanie spowodować silną zazdrość.
Tomek przerwał Paulinie rozmowę telefoniczną swoim wejściem.
Muszę kończyć – szepnęła, a potem odłożyła komórkę na stolik. – Czego chcesz?
Poinformować, że już będę leciał – odpowiedział, zamykając za sobą drzwi. – Chciałem ci coś pokazać, dlatego przyszedłem, ale w takich okolicznościach...
Sam do nich doprowadziłeś – warknęła i przestała leżeć na brzuchu na dole piętrowego łóżka. Zdecydowała się na nim usiąść.
Wkurza mnie, gdy się przy tobie kręci.
Mogłeś policzyć do dziesięciu, albo i nawet do stu, zamiast rzucać się na niego z pięściami.
Tomasz westchnął. Zdawał się głęboko odetchnąć tylko po to, by samego siebie zmusić do opanowania i nie powiedzenia czegoś więcej.
Co chciałeś mi pokazać? – zapytała, chcąc zmienić temat.
Jutro – odpowiedział, chwytając za klamkę.
Dlacze...
Bo na dziś mam dość – przerwał warkliwym tonem i wyszedł z ledwością powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami.
Opanował się jednak, gdy stanął przed obliczem matki swojej dziewczyny. Był nawet w stanie przeprosić ją za całe zajście i za wstyd, którego pewnie najadła się przed sąsiadami. Zdaniem Iwony chłopak wyglądał wtedy tak nieporadnie i był tak zawstydzony, skrępowany, że nie była w stanie odmówić mu wybaczenia i słów otuchy w stylu nic się nie stało.

środa, 30 listopada 2016

Paulina – część 11

Za krótkie

Paulina i Tomasz mieli spędzić w Szwecji kilka dni. Mężczyzna o tym wiedział już wcześniej więc zabukował miejsce w jednym z lepszych hoteli. Co prawda nie był to królewski czy prezydencki apartament, ale gustownie urządzony pokój złożony z niewielkiego saloniku i malutkiej sypialni, połączonej z łazienką i tak robił wrażenie. Na dziewczynie zrobił je na pewno, choć przez zmęczenie pierwsze co uczyniła po przekroczeniu progu, to było opadnięcie na narożnikową, skórzaną sofę.
Nie mam siły – zawołała żałośnie, niemal płaczliwie, choć był to udawany ton.
Tomek odłożył plecak i torbę podróżną na płytki przypominające wzorem drewniane panele. Rączkę walizki na kółkach złożył. Zdjął też buty stopa o stopę i dopiero po wykonaniu tych czynności ruszył do przodu.
Nie wierzę. Na promie miałaś tyle energii – wypomniał.
Wyczerpała się – odparła, zmuszając samą siebie do tego, by usiąść, a nie leżeć niczym menel na dworcowych schodach.
Czyli nawet po wypiciu kawy i zjedzeniu czegoś co jest mega bombą kaloryczną pełną czekolady, nie dasz rady wskoczyć w kieckę i ruszyć w tany? – zapytał, puszczając do niej oczko w bardzo łobuzerski sposób.
Chcesz iść do klubu? – nie dowierzała.
Chciał i po dużej latte, z niewielką ilością cukru oraz podwójnej porcji szarlotki z trzema kulkami lodów, to właśnie tam się planowali wybrać. Wrócili jeszcze tylko do pokoju w celu przebrania się.
To ty wszystko zamawiasz i tłumaczysz, mój angielski jest kaleczny – nawoływał z łazienki, w której układał włosy na żel.
A mój to niby nie?
Ty zdałaś maturę z anglika, a ja nie.
Ale byłeś w Anglii! – niemal krzyknęła, zsuwając dół krótkiej, czarnej i błyszczącej tuniki, tak by uniknąć zagnieceń.
Robiłem tam na budowie, a gdy szedłem do sklepu, to ograniczałem się do cigarettes please – mówiąc to zaśmiał się i wyszedł z łazienki.
Podszedł bliżej swojej dziewczyny, która także była rozbawiona, której oczy aż się śmiały. Wziął ją w objęcia, jak czynił wielokrotnie, pocałował w okolicy ust, blisko prawego policzka.
Pięknie wyglądasz – szepnął jej wprost do ucha. – Ale ta sukienka jest za krótka – stwierdził oddalając się na długość rąk ich obojga. Nie wypuszczał jej dłoni ze swoich.
Nie przesadzaj – odparła, zupełnie nie przejmując się jego słowami.
Wcale nie przesadzam. Ledwie ci tyłek zakrywa. – Zamielił w taki sposób jakby żuł gumę, a ona zabrała się za nakładanie tuszu na rzęsy. – Paula, ja do ciebie mówię – przypomniał.
Słyszę, zachowujesz się gorzej niż muzułmanin – rzuciła jakby od niechcenia.
Kończyła właśnie drugie oko, gdy dostrzegła Tomka w odbiciu lustra. Zarzucał na jej głowę arafatkę w biało-czarny wzór i obwiązywał ją tak naokoło jej szyi, że zakryła także jej usta.
Nawet w takim kapturku byłabyś wciąż piękna. Masz zabójcze oczy – stwierdził, odwracając ją przodem do siebie. Strącił chustę z jej głowy i zbliżył usta, wnikając językiem między kobiece, umalowane na różowo wargi. – Jesteś bardzo ładna, a ta sukienka sprawia, że mam ochotę ją z ciebie zedrzeć. Wolałbym jednak, by to pozostało tylko moim pragnieniem.
Nie odpowiadam za cudze myśli – powiedziała, gdy on chwytał ją za biodra i sadzał na blacie, nieopodal umywalki.
Pocałował ją ponownie, a potem jeszcze raz dał jej do zrozumienia, że powinna się przebrać, jednocześnie sięgając po mydło w płynie.
Różowe – zauważył. – Ciekawe jak pachnie? – zapytał jakby samego siebie, a potem odkręcił plastikową butelkę i zaciągnął się kwiatowym zapachem. Dłoń mu zadrżała i z napełnionej do pełna butelki ulało się odrobinę gęstej cieczy akurat na czarną, błyszczącą tunikę dziewczyny. – Przepraszam – chciał powiedzieć, ale nim zdążył wypowiedzieć to słowo do końca, to poczuł na twarzy siarczysty policzek i usłyszał oskarżenie:
Zrobiłeś to specjalnie! Co się z tobą ostatnio dzieje!?
Nie umiał zapanować nad nerwami, by dać radę utrzymać je na wodzy. Paulina podniosła mu ciśnienie na tyle mocno, by on był w stanie podnieść dłoń. Przyłożył nią otwartą w ścianę pokrytą płytkami, nieopodal jej głowy. Wykonując ten gest wypuścił z rąk mydło w płynie, które upadło na podłogę i rozlało się dookoła.
Wystraszyła się, czym prędzej zeskoczyła z blatu i w planach miała pobiec do pokoju, ale już zaraz po tym jak jej bose stopy zetknęły się z namydloną podłogą, to gdyby nie Tomek, to zapewne rozwaliłaby sobie głowę za sprawą poślizgnięcia.
Trzymał mocno za jej ramię i po chwili podniósł ją do góry, zmuszając tym samym, by wyprostowała nogi.
Przepraszam – powiedział pełen skruchy w oczach. – Mogłaś sobie zrobić przeze mnie krzywdę. Poza tym to nie było fair – zauważył.
Nie było – potwierdziła gniewnie.
Przebierzesz się i wyjdziemy, by wytańczyć problem? – Zrobił smutną, słodką i pełną nadziei minę. – Będę miał cholerne wyrzuty sumienia jeśli zepsuję nam wieczór.
Przewróciła oczami i pokręciła głową, okazując w ten sposób swoje niezadowolenie, ale zgodziła się na jego plan i szybko zmieniła brudną tunikę na nieco dłuższą w odcieniu chabrowym.
W tej jesteś jeszcze piękniejsza – skomplementował chcąc się podlizać, a gdy zakładała buty, wysokie, na korku typu słupek i platformie z przodu, siedząc przy tym na skórzanej sofie, to podszedł, przyklęknął i szepnął, że on je zapnie.
Złożył trzy pocałunki na jednej łydce. Wstał z kolan i wyciągnął dłoń w jej kierunku, chcąc pomóc.
Nadal jestem na ciebie zła – oznajmiła, gdy drzwi oszklonej windy się za nimi zasunęły.
Wiem, ale ci przejdzie – stwierdził, puszczając do niej oczko w ten hultajski sposób, który tak bardzo jej się podobał.
Rozpromieniła się, choć bardzo chciała to ukryć. Jednak, gdy trącił łokciem o jej łokieć i szepnął: – No nie dąsaj się, mała – była już całkiem na straconej pozycji. Zaśmiała się, nazwała go swoim wariatem i grożąc palcem upomniała, by więcej tak nie robił. Pocałował ją, a potem przepuścił w drzwiach winny, jak i tych od holu nieopodal recepcji hotelowej. Otworzył też przed nią drzwi od taksówki, która zawiozła ich pod modny klub młodzieżowy.
Na parkiecie pochłonął ich wir kolorowych świateł i głośna muzyka, która zdawała się sama ciało wprawiać w ruch. Jak nietrudno się domyślić Tomasz zaimponował Paulinie tym, że specjalnie dla niej nauczył się tańczyć, choć nieszczególnie wesoło podeszła do jego wyjaśnienia, że przecież musiał wyrobić się przed ich weselem. Nie sprostowała jednak jego myśli, bo szybko znaleźli się przed barem, a przed nią znalazł się kolorowy, tęczowy drink o jakieś wymyślnej nazwie, która nie dała rady w pełni oddać jego uroku.
Jest taki sweet – stwierdziła.
Ty też. Też jesteś sweet – odparł, wspierając się jednym łokciem o podświetlony migoczący w rytm muzyki bar. Jego biała koszula w granatowe prążki odbijała światła ultrafioletu.
Zmęczeni i nieco też pijani powrócili do hotelu. Ona od razu udała się do sypialni i opadła na duże łóżko. On zdecydował się jeszcze na zdjęcie koszuli przez głowę, nim położył się obok niej, ale w taki sposób, że nogi obojga zwisały po przeciwnej stronie.
Paulina podjęła się wykonania pierwszego kroku. Nie zdejmując butów weszła na łóżko kolanami i odwróciła się tak, by po przerzuceniu nogi móc zasiąść na chłopaku okrakiem. Pochyliła się i pocałowała, zakrywając ich twarze rozpuszczonymi blond włosami.
Tomasz dość szybko przejął inicjatywę. Chwycił w dłonie oba damskie pośladki, a potem zaczął pociągać za materiał, aż w końcu go zdjął i odrzucił na bok, pozostawiając Paulę w samej, prostej, białej bieliźnie z akcentami błękitu, który choć odcieniem nie dorównywał barwie jej oczu, to świetnie do nich pasował.
Przerzucił ją tak, że opadła na plecy, a on mógł wsunąć kolano między jej nogi i ocierać je o jej wilgotne krocze, ciągle przykryte materiałem biało-błękitnych fig.
Nie mam gumek – powiedział nagle i sam zaśmiał się z sytuacji w jakiej oboje się znaleźli.
Zawtórowała mu i rzuciła z nadzieją, że może mógłby bez, ale on nie chciał ryzykować. Stwierdził, że bardzo chciałby mieć z nią dziecko, spróbować być kiedyś ojcem, ale wolałby, by odbyło się to w odpowiedniej kolejności, gdy już oboje będą pewni, że chcą na zawsze być razem.
Paula miała dosyć słuchania o na zawsze, więc przerwała jego monolog, mówią, że zawsze mogą zadowolić się inaczej. Owe inaczej, takie niby krótkie i niewiele znaczące słówko, a brzmiało w jej ustach bardzo niegrzecznie i zarazem też niezwykle podniecająco. Nie mógł więc jej nie ulec. Zapytał się jedynie, które z nich będzie pierwsze.
Zagramy w papier, kamień, nożyce – zażartowała, ale mówiąc to już schodziła z łóżka. – Ja mogę być pierwsza – zgłosiła się ochoczo jak po jakiś niezwykle kosztowny prezent i nim padła na kolana, zaczęła rozpinać czarny pasek, który Tomasz Bordych wsunął w szlufki ciemnogranatowych dżinsów, sięgających przed kolana.

poniedziałek, 24 października 2016

Paulina – część 10

Ulubieniec rodziny

Paulina powróciła do starego trybu życia. Jeszcze przed wyjazdem, zasnęła późno, a nad ranem, ledwie żywa, wypiła nieprzyzwoicie słodką kawę. Przez takie poczynania o mało co a zasnęłaby w pociągu, ale Bartuś jej na to nie pozwolił. Ciągle zadawał pytania, zainteresowany był krajobrazem i krzyżówką pana, z którym dzielili wagon. Równie żywy był nad morzem, a gdy przyszło mu po raz pierwszy w życiu zobaczyć plażę, to porównał ją do dużej kuwety dla kota, napominając jednocześnie, że on bardzo chciałby kotka. Koniecznie małego, takiego tyci, tyci. Paulina obiecała mu go na piąte urodziny, a Natalia w odpowiedzi postukała się palcem w czoło.
Przecież z kotem nie trzeba wychodzić na dwór – przypomniała blondynka.
Super, nie przekonałaś mnie. Nie lubię kotów. Psów zresztą też nie.
Masz pecha – odparła i zaczęła dłubać widelcem w talerzu, na którym pozostała już tylko surówka.
To mój syn. Takie prezenty uzgadnia się z matką.
Gdybyś choć raz wstała do niego w nocy, gdy był mały, to może i bym z tobą cokolwiek uzgadniała – dogryzła, wstając od stołu.
Michała nie było przy tym zajściu, bo wyszedł do pracy. Tego dnia miał nockę. Natomiast mały Bartuś był obecny i kręcił główką podczas przysłuchiwania się całej dyskusji.
Dokąd idziesz? Obraziłaś się i wyjeżdżasz? – dopytywał, gdy zauważył, że ciocia ubiera buty.
Nie, idę się przejść. Idziesz ze mną?
Echeś! – wykrzyknął ucieszony i wstając przewalił drewniane krzesełko.
Lubił chodzić po plaży, zwłaszcza na bosaka. Ucieszył się więc gdy przyuważył w jakim kierunku zmierzają. Co prawda Paulina mało się nim tego wieczora interesowała i prawię w ogóle nie odpowiadała na zadawane prze niego pytania, gdyż zajęta była swoim telefonem komórkowym. Przykucnęła jednak przy siostrzeńcu, gdy dotarli do wody. Podwinęła mu spodnie i ściągnęła tenisówki, by mógł bawić się w uciekanie przed falami.
Przysiadła na suchym piasku i wpatrywała się w zachodzące słońce oraz czteroletniego siostrzeńca, który śmiał się bardzo głośno, zwłaszcza wtedy gdy zapatrzył się na mewy, a jedna z fal go przewróciła, przez co miał też mokrą pupę, a nie tylko nogawki spodni.
Jak będzie ci zimno, to powiedz! – krzyknęła, by ją usłyszał i wtedy się wystraszyła.
Ktoś zasłonił jej oczy, a gdy chciała się obejrzeć przez ramię, to przycisnął jej głowę tak mocno, że potylicą dotknęła jego nóg.
Spokojnie – wyszeptał, nachylając się, by mogła go usłyszeć.
Nie krzyczała, bo wiedziała już kto taki stoi za nią.
Tomek? – zdziwiła się.
Zabrał ręce, a ona zadarła głowę i ciągle nie dowierzała.
Co ty tu robisz?
Jestem – odparł z banalną szczerością, nachylając się po butelkę wina, którą wcześniej położyć na piasku. Obok niej pozostawił też dwa kieliszki. – Natalia powiedziała mi, że będziesz w złym humorze, ponoć się pokłóciłyście. Postanowiłem cię rozweselić – wyjaśnił, podając jej kieliszki do potrzymania, a sam zajął się odkorkowywaniem wina.
Paula milczała, ciągle myśląc, że to tylko jeden z jej pokręconych snów, bo przecież, gdyby Natalia zadzwoniła do Tomasza z informacją, że się pokłóciły, to on nie znalazłby się tutaj tak szybko. A on był przed nią. W białej koszuli i czarnych spodniach sięgających do połowy łydek. Miały postrzępione nogawki, gdyż ich właściciel nie miał zdolności krawieckich i jedynie je obciął, nie męczył się z obszywaniem. Zazwyczaj je podwijał w taki sposób, że sięgały za kolana.
Przyjechałeś, bo...? Musiałeś wyjechać zaraz po mnie – dotarło do niej. – Dlaczego?
Bo wiedziałem, że będę za tobą tęsknił. – Uporał się z korkiem, puścił do niej oczko i zaczął napełniać kielichy czerwoną cieczą. Butelkę do połowy jeszcze pełną odłożył na piach. Zdjął torbę, której pasek miał przełożony przez głowę i usiadł obok dziewczyny.
Mogłeś coś powiedzieć, dać mi jakoś znak.
Wolałem zrobić ci niespodziankę.
Takie rzeczy się uzgadnia – stwierdziła podniesionym tonem, lekko oburzona.
Zaczął się śmiać, w dziwny sposób, pusty, przerażający.
I kto to mówi? – zapytał. – A czy ty ze mną uzgadniałaś przyjazd tutaj?
To nie jest to samo.
To nawet gorsze. Ja przyjechałem do ciebie, a ty? Tak naprawdę nie wiadomo. – Napił się wina, a potem zacisnął szczęki tak mocno, że aż zęby go zabolały.
Do siostry, z jej dzieckiem – przypomniała.
To mogła być tylko wymówka, skoro nie cieszysz się z mojego przyjazdu.
Nie powiedziałam, że się nie cieszę, tylko...
Po co się umawiasz z Norbertem? – przerwał jej.
Zdziwiła się. Nieco wycofała. Wyglądała na zmieszaną.
Przyjechałeś... przejechałeś tyle kilometrów, by mi się zapytać o byłego?
Przeszedłbym je nawet pieszo.
By spytać o Norberta? Nie mogłeś zaczekać aż wrócę?
Czemu mi nie powiedziałaś, że zamierzasz się z nim spotkać?
Bo to moja sprawa.
Ja się jakoś z byłą nie spotykam.
Zadzwonił więc...
Więc trzeba było go spławić.
Ty przyjechałeś się kłócić – dotarło do niej w pewnym momencie i postanowiła wstać, zabrać Bartusia do domu i pozostawić oburzonego bruneta samemu sobie, ale nie pozwolił jej na to.
Zacisnął dłoń na jej nadgarstku i szarpnął tak mocno, że nie tylko ponownie usiadła na piasku, ale także polała się winem, którego nieco ubyło z kieliszka.
Grzecznie pytam czego chciał od ciebie twój były chłopak, a ty migasz się od odpowiedzi, co równie dobrze...
A ja nie muszę ci odpowiadać – wyrwało się jej. – Puść mnie.
Nie chcę się kłócić – oznajmił, ale ciągle zaciskał pięść na drobnym przegubie jej dłoni.
Trochę na to za późno, nie uważasz? Już zacząłeś.
Przepraszam – szepnął i ustąpił. – Po prostu... po prostu cię kocham – odparł z banalną szczerością, lecąc przy tym do tyłu, amortyzując łokciami upadek. Potem złożył dłonie w koszyczek i położył na nich głowę.
Paulina przez krótką chwilę zastanawiała się co uczynić. Czy wstać, zabrać Tośka do domu i pozostawić Tomka samego, czy jednak z nim porozmawiać. Zdecydowała się odłożyć kieliszek obok jego kieliszka, a by to uczynić, musiała się niemal położyć na mężczyźnie. Potem dotknęła dłonią jego klatki piersiowej i zaczęła odpinać guziki koszuli.
Pan jest zazdrosny, panie Bordych, prawda? – zapytała, składając pocałunek w miejscu gdzie miał łaskotki, tuż nad pępkiem.
Zaśmiał się i zgiął w pół, a potem, gdy już był w stanie się wyprostować, to chwycił swoją dziewczynę za ramiona i podciągnął do góry, by móc dotknąć swymi wargami jej ust.
Boję się, że cię stracę, że zechcesz do niego wrócić. Zrozum... dla mnie to nie jest zabawa w chodzenie, jestem na to za stary i za poważny. Angażuję się.
Rozumiem – przyznała, ale bez cienia uśmiechu. Zagryzła dolną wargę i nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.
Rozumiem, że ty nie. Widzę to.
To nie tak, po prostu... po prostu...
Wyduś to z siebie, nie obrażę się. Będę wiedział na czym stoję.
Teraz leżysz – odparła, czym wprawiła zarówno jego, jak i siebie, w rozbawienie, ale to trwało tylko chwilę. Potem zrobiło się poważnie. – Jesteś inny niż Norbert i inny niż wszyscy, którzy gdzieś tam... Ja nie wiem czy chce.
Czy chcesz...? – ciągnął ją za język.
Mam dwadzieścia dwa lata i dziwne przeczucie, że... że... – Przymknęła oczy. – Nie umiem ci dać tego czego oczekujesz.
A czego oczekuję?
Chcesz związku, takiego na poważnie.
A to co teraz robimy jest na niby?
Nie, ale... Spotkać się od czasu do czasu, wyjść gdzieś wspólnie, zabrać się nawzajem do swoich domów, a nawet pójść do łóżka, to nie to samo co dalekosiężne deklaracje.
Nie poszliśmy do łóżka – zauważył.
Ty chcesz czegoś na całe życie i mnie chyba to przeraża – wyznała w końcu i przestała na nim leżeć. Usiadła.
Poszedł w jej ślady, także usiadł.
Co to znaczy? Przeraża cię, że ktoś może cię kochać tak mocno, że o tobie myśli w innych kategoriach niż dziewczyna na kilka razy i kilka imprez?
To źle zabrzmiało – wtrąciła.
Przepraszam, ale ja nie rozumiem i staram się zrozumieć. Nie wiem czy problem jest w tym, że z nikim nie chcesz budować przyszłości, czy nie chcesz robić tego ze mną, bo na przykład nie jestem w twoim typie.
Jesteś i jesteś idealny do budowania przyszłości, ale dla mnie to chyba za wcześnie. Nigdy nie byłam z kimś takim, więc nie musiałam myśleć... przyszłościowo. – Uznała ostatni wyraz za całkiem trafiony.
A teraz? Gdybyś miała myśleć przyszłościowo, to czego się obawiasz? Że zamknę cię w kuchni przy garach? Że zrobię ci dziecko w mniej niż rok i przykuje kajdankami do kołyski?
Zaśmiała się.
Nie, Tomek, po prostu. Po prostu – wystękała. – Ja nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć. Ja chcę z tobą być, ale nie wiem czy umiem z tobą być. Jesteś świetnym facetem, odpowiedzialnym, czarującym, wręcz idealnym, ale ja chyba... chyba. Głupi przykład choćby z moim wyjazdem. Wcześniej nie musiałam się nikomu tłumaczyć i było mi z tym dobrze.
A... waćpanna niezadowolona, bo się okazało, że związek to nie tylko czerwone róże, ale też kolce.
Znowu nie podoba mi się twój ton.
To chyba dobrze. To znaczy, że nie jestem taki idealny, a więc ty też nie musisz być ideałem – zażartował.
Poza tym chciałabym wiedzieć co nabroiłeś w przeszłości.
Co nabroiłem? – zdziwił się. Nawet zmarszczył przy tym czoło i zmrużył oczy.
Tak, tak. – Pogroziła mu palcem, a potem zerknęła na Bartusia, by upewnić się, że chłopiec nadal świetnie się bawi. – Norbert do mnie zadzwonił właśnie w twojej sprawie. Uznał, że jesteś niebezpieczny. Czym sobie zasłużyłeś na takie miano?
Mocno kiedyś przesadziłem – wyznał, po czym zagryzł górną wargę. – Rozkochałem w sobie dziewczynę, która miała ojca jubilera. Ukradłem jej klucze, zrobiłem odbitki i...
Napadłeś na jubilera? – Poczuła się jak w jakimś śnie, a konkretniej to koszmarze.
Tak. Odsiedziałem swoje.
Odsiedziałeś?
Dziesięć miesięcy poprawczaka. Byłem nieletni i to było moje pierwsze przestępstwo, więc nie sądzili mnie jak dorosłego. Moich kolegów już tak.
Pierwsze? Były drugie?
Nie, nigdy – zaprzeczył. – Nigdy więcej. – Pokręcił głową, a potem ją spuścił. – Norbert pewnie pomyślał, że skoro pracujesz w takim miejscu, to...
To urządzisz mnie tak samo?
Tak, ale już nie muszę.
Już nie muszę!? – krzyknęła. – Miałeś taki pomysł!?
Nie, to nie tak. Po prostu... moja matka była... jest alkoholiczką i kurwą i... Ojciec miał nową żonę, wyjechał, miał nas gdzieś. Właściwie wrócił po mnie, gdy... po tej całej akcji.
Zabrał cię z sobą do Anglii – wywnioskowała.
Tak. Dał pracę, pokazał inne możliwości. Tylko tyle dla mnie zrobił i to nie uczyni go ani trochę lepszym człowiekiem niż jest.
Nie lubisz go?
Nie, to nie to. Bardziej jest mi obcy. Gdy u niego pracowałem, to traktowałem go jak szefa, a nie jak ojca. A teraz sam będę szefem. – Uśmiechnął się. – Kiedyś też pewnie będę ojcem, nie? – Niespodziewanie położył dłoń na jej brzuchu i naparł tak mocno, że musiała się położyć. – Zróbmy sobie takiego małego, Kajtka, co? – zażartował.
Tomek! – krzyknęła. – Ja coś dzisiaj mówiłam o zaangażowaniu! – przypomniała.
Tak. Wiem, pamiętam. Ale co z tego? Ja mówiłem o przypinaniu kajdankami do kołyski? – Wcisnął kolano między jej uda i podciągnął je tak mocno do góry, że poczuł ciepło bijące od jej kobiecości. – Mój pomysł był znacznie ciekawszy, przyznaj to sama. – Zamlaskał gumą, którą miał w ustach i zaczął zbliżać swoją twarz do jej, gdy nagle się wyprostował i krzyknął.
Bartuś ucieszony stał za jego plecami z niemal pustą butelką po Pepsi.
Znalazłem ją! – wykrzyknął do chłopaka swojej ciotki, który przez jego kawał cały ociekał wodą.
Tomasz wstał i zamierzył się, by go złapać, nawołując przy tym:
Dawaj łobuza!
W końcu obaj pognali w kierunku wody, a następnie ponownie wybiegli na plaże, by znów wbiec do wody. Jeden umykał przed drugim, a ten drugi udawał, że nie może go złapać, nawet się kilka razy sztucznie potykając i zaplanowanie upadając.
Paulinę bawiły ich wygłupy, więc się śmiała. Podczas tych obserwacji popijała wina. Opróżniła kieliszek, a potem dolała sobie jeszcze odrobinkę.
Tomek nie chciał robić problemów jej siostrze i jej nowemu partnerowi, więc zdecydował się na wynajęcie pokoju w hotelu. Ten manewr miał jeszcze jeden atut. Mógł dogadać się z Natalią na osobności i nieco w tajemnicy, i w chwili gdy Paulina zajmowała się synem Nati, to Nati uczyła Tomka tańczyć. W ten sposób mężczyzna zaimponował siostrze swojej dziewczyny, która ciągle głosiła, że Michał nie byłby dla niej zdolny do takiego poświęcenia. Zaimponował też Bartkowi, ale temu ogromnym deserem lodowym, przejażdżką na diabelskim młynie w wesołym miasteczku i wynajęciem skutera wodnego, na którym z wielką ochotą przewiózł czterolatka. Zabrali go też z Pauliną na rejs statkiem po Bałtyku, a potem sami wyruszyli promem do Szwecji, gdzie zaliczyli pierwszy wspólny taniec w jednym z tamtejszych klubów.

poniedziałek, 17 października 2016

Paulina – część 9

Diler narkotyków

Iwona poruszała się po nowoczesnej kuchni, która nie tylko błyszczała frontem mebli, zrobionymi na wysoki połysk, ale także odmalowanymi ścianami, które zmieniły kolor z jasnożółtego na miętowy. Idealnie komponowały się z intensywnie zielonymi dodatkami, które Paulina postanowiła zakupić tylko i wyłącznie po to, by już było w pełni perfekcyjnie.
Z jednej strony kobieta cieszyła się, że jej córka trafiła na porządnego i odpowiedzialnego człowieka, który chce jej w jakiś sposób dopomagać, na tyle na ile potrafi. Z drugiej jednak strony uważała, że to za szybko, że za krótko są z sobą, by czynił takie gesty. Sama też nie chciała być Tomaszowi niczego winna.
Blondynka po czterdziestce gotowała właśnie budyń czekoladowy, ulubiony jej wnuka, ale była zmuszona przerwać tę czynność, gdyż przeszkodził jej głośny i długi dzwonek domofonu. Ktoś wyraźnie się niecierpliwił i nie miał ochoty czekać.
Norbert? – zdziwiła się, widząc w oknie bruneta przemierzającego dystans jaki był do pokonania, by spod furtki dostać się na klatkę schodową. Pomimo tego wpuściła mężczyznę za próg.
Jest Paula? – zapytał bez wcześniejszego przywitania się. Zazwyczaj nie był aż tak niekulturalny, ale tym razem zależało mu na czasie.
Nie ma, pojechali z Tomkiem na jakieś zakupy – naumyślnie postanowiła mu dokopać, jednocześnie głosząc prawdę, bo Paulina chciała tego dnia zakupić jakieś drobiazgi, a nie chciała ich dźwigać, więc postanowiła wysłużyć się nowym chłopakiem.
Z Bordychem? A więc to prawda, że ona jest z Bordychem? – Iskiergi zmartwienia zatańczyły w jego oczach i były niczym płomień, którym najchętniej spaliłby Tomasza na stosie.
A czemu cię to tak interesuje?
Pani niczego nie rozumie! – uniósł się. – Ona nie może z nim być, nie zna go.
Iwona w tamtych chwilach zachodziła w myśl skąd Norbert i Tomasz się znają, ale nim zdążyła o to zapytać, to mężczyzna pośpieszył z wyjaśnieniem, dlaczego jego była dziewczyna nie może wybrać na swojego nowego chłopaka właśnie Tomasza Bordycha.
On nie jest z nią szczery. Założę się, że nie jest. Powiedział, że był karany?
Jak to był karany?
Normalnie. – Uśmiechnął się cynicznie. – Siedział za kratkami. – Wcisnął w dłonie niedoszłej teściowej złożoną na cztery, zmiętą kartkę papieru. – Niech Paulina się do mnie odezwie. Jeśli już usunęła mój numer, to jej go zapisałem. Musimy porozmawiać. – Odwrócił się na pięcie, wsiadł na swój stały środek transportu, czyli granatowy skuter, po czym odjechał.
Niedługo po zakończeniu rozmowy z nieoczekiwanym gościem, gdy Bartuś zajadał się czekoladowym budyniem, Paula i Tomek weszli do domu. Byli szczęśliwi i roześmiani, a Iwona zastanawiała się czy ma prawo burzyć ich szczęście i przekazywać dalej informacje, które otrzymała z niepewnego źródła. Norberta nigdy nie uważała za osobę szczerą i godną zaufania, ale gdy patrzyła na Tomka, to choć budził jej sympatię, to powodował też specyficzne odczucie przejawiające się gęsią skórką na rękach. Miał coś takiego w oczach, co zupełnie jej nie pasowało.
Jutro jedziemy do mojej mamy – pochwalił się Tosiek Tomaszowi.
To świetnie – odpowiedział, siadając dokładnie naprzeciwko chłopca. – Przybij pięć. – Wystawił rękę wewnętrzną stroną do góry. – Co dobrego jesz?
Budyń mu zrobiłam. Chcesz też? Jesteś głodny? – dopytywała Iwona i już miała wstać, i zabrać się za ponowne gotowanie, gdy Tomek ją powstrzymał, słowami:
Paulinka mi potem coś przygotuje. – Wejrzał się na swoją dziewczynę, pijącą sok wprost z kartonika.
Paula o mały włos się nie zachłysnęła na wzmiankę o przygotowywaniu posiłku. Nie było co kryć, że nie lubiła gotować i zwykle nie traciła na to czasu. Nawet gdy miała samej sobie przygotować kanapkę, to wolała udać się do pobliskiej budki z fast-foodami po zapiekankę.
Tomek niespodziewanie wstał od stołu, podszedł do niej i wyjął z górnej szafki czystą, przezroczystą szklankę.
Proszę, kochanie – rzekł, odstawiając ją na miętowy blat.
Już nie trzeba – odparła, odkładając sok do lodówki. – U nas i tak tylko ja piję grejpfrutowy. – Wzruszyła niedbale ramionami i wyminęła Tomasza. Zajęła dokładnie to samo miejsce, które on zajmował wcześniej.
Mężczyzna więc stanął za nią i wsparł dłonie na oparciu krzesła, choć były jeszcze trzy wolne i spokojnie mógłby z jednego z nich skorzystać.
Długo będziemy jechali tym pociągiem? – dopytywał Tosiek, jednocześnie kończąc późne śniadanie.
Jakim pociągiem? – zainteresował się Bordych.
Paulina i Bartuś jadą do Natalii – udzieliła mu odpowiedzi Iwona. – Właściwie to do Michała. – Przewróciła oczami, jakby także nie była przekonana co do tego pomysłu.
Iwona do samego Michała nie miała nic. Był to spokojny, ułożony, nieco flegmatyczny i gapowaty człowiek, ale wiedziała, że nie jest to typ mężczyzny, który byłby w stanie pociągać jej starszą córkę. Brakowało mu charyzmy, pomysłów... po prostu charakteru. Wyglądał jej na typowego maminsynka.
Na długo jedziecie? – Tomek skierował pytanie do dziewczyny. Nawet się przy tym nieco wychylił, by móc widzieć choćby fragment jej twarzy.
Tydzień, może dwa.
A kiedy jedziecie? – Jego dłonie zmieniły miejsce z oparcia krzesła na ramiona blondynki. Zacisnął na nich palce.
Spięła się, ale postanowiła nie reagować i traktować gesty chłopaka zupełnie tak, jakby był to niewinny masaż.
Jutro z samego rana. Miałam ci potem powiedzieć.
Potem? – wydawał się być zniesmaczony tym faktem.
Potem – powtórzyła. – Co w tym takiego dziwnego? – Uniosła głowę do góry i starała się odczytać odpowiedź z jego mimiki.
Zabrał dłonie z jej ramion.
Może to, że o takich rzeczach się mówi – odpowiedział.
Powiedziałabym.
Ustala się je – rzekł ostrzejszym tonem niż do tej pory.
Nie muszę niczego z tobą ustalać! – krzyknęła, nie zważając na to, że w kuchni znajdowali się jeszcze jej matka i mały siostrzeniec. – Małżeństwem nie jesteśmy – zaznaczyła tym swoją niezależność i wolność. Obie były dla niej bardzo ważne.
Ale gdybyś mi powiedziała, to bym cię na przykład odwiózł. Pomyślałaś o tym?
Troska Tomka i jego dobre intencje, wcale nie przekonały Pauli do zaniechania początków kłótni i przyznania mu racji.
Nie, bo umiem podróżować pociągami. Weź sobie wyobraź, że już od bardzo dawna nie mam pięciu lat! – warknęła wielce niezadowolona.
Pociągi są niebezpieczne – wtrącił, ale ona całkiem nie zwracała uwagi na to co Tomek mówi.
Nakręciła się już na dobre, wstała i krzyczała dalej:
I to, że jestem blondynką, wcale nie oznacza, że jestem głupia i sobie nie poradzę!
Nie krzycz – pouczył ją, najpierw cicho, niemal bezgłośnie, zwłaszcza w hałasie, który sama wytwarzała.
Paulina jednak dalej podniesionym tonem tłumaczyła, że jest dorosła, ma prawo robić co chce, kiedy chce i jak chce.
Nie krzycz! – ryknął w końcu na tyle ostro, że aż Iwona się zatrzęsła, a mały Bartuś upuścił łyżeczkę na podłogę. Mężczyzna dodatkowo zaakcentował swoją wypowiedź uderzając otwartą dłonią w stół.
Paulina, która wcześniej stała tak blisko Tomka, że niemal dotykała jego klatki piersiowej swoim biustem, z wrażenia aż usiadła. Wystraszyła się, dlatego ucichła. Dłoń przyłożyła do klatki piersiowej i starała się uspokoić oddech.
Tomasz rozejrzał się po pozostałych. Tosiek właśnie wchodził pod stół po łyżeczkę, którą upuścił, a potem leciał z nią do zlewozmywaka, by opukać. Matka jego dziewczyny natomiast mierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem.
Przepraszam, że się uniosłem – powiedział bardziej w kierunku Iwony niżeli Pauli. Potem pochylił się, by móc swojej dziewczynie szepnąć do ucha, tak by inni nie słyszeli – A ty sobie przemyśl, dlaczego się uniosłem i czy oby na pewno nie miałem racji. – Musnął o jej policzek, następnie pożegnał się i wyszedł.
Hu – skomentowała wypuszczeniem powietrza Iwona. – Gorąco się zrobiło – dodała i zaczęła teatralnie wachlować swoją twarz dłońmi.
Paulina postanowiła zamaskować wszystko uśmiechem i słowami:
Minie mu. Chodzi teraz taki zestresowany i podminowany, bo tę firmę zakłada. Założy, zacznie przynosić pierwsze zyski, to się uspokoi.
Wstała od stołu i chowając szklankę, którą Tomek pozostawił na blacie, dotarło do niej, jak mocno trzęsą się jej dłonie. Wystraszyła się i była zmuszona przyznać to przed samą sobą. Na dodatek telefon w jej kieszeni nieustannie wibrował. Postanowiła odebrać, choć znała doskonale osobę dzwoniącą i właściwie to nie chciała mieć już z nią niczego wspólnego.
Paulina, nie rozłączaj się tylko! – krzyknął rozgorączkowany Norbert. – Musimy się spotkać.
Nie chcę.
To bardzo ważne – nalegał. – Możemy nawet w towarzystwie Klaudyny. Tu chodzi o Tomka. On jest niebezpieczny! – niemal wysylabizował ostatni wyraz.
Co to znaczy, jest niebezpieczny?
Odpowiedziała jej cisza, bo Norbert nie wiedział ile może jej zdradzić przez telefon. Preferował rozmowy w cztery oczy.
Jak się spotkamy, to wszystko ci wyjaśnię.
Dopiero za tydzień albo dwa wrócę od siostry. Gdy wrócę, to do ciebie zadzwonię. Może tak być?
Okay, będę czekał – odpowiedział, a potem rozłączył połączenie.
Norbert dzisiaj przyszedł – powiedziała nagle Iwona, uznając, że nie może przed córką ukrywać tego czego się dowiedziała, albo właściwie tylko i wyłącznie tego, że Norbert zasiał w jej głowie wątpliwości dotyczące Tomka, a sam Bordych tego dnia się nie popisał dobrymi manierami i umiejętnością trzymania nerwów na wodzy.
Właśnie dzwonił – odrzekła. – Pokazać ci jakie mam fajne buty? Mają kolorowy, taki tęczowy korek – zmieniła szybko temat i zaczęła rozpakowywać zakupy, które wcześniej ona i Tomek pozostawili na komodzie przy drzwiach.
Oczom Iwony ukazały się reklamówki znanych, raczej pospolitych, ale przecież w końcu nie takich tanich marek, a wśród nich pudełko z napisem Wojas, które szybko wylądowało na środku stołu.
Nie chciałam ich wziąć, ale Tomek się uparł, że muszę je mieć. Uznał, że będą pasowały do tej sukienki. – Wyjęła letnią, przewiewną, rozkloszowaną sukienkę, sięgającą do kolan, w kolorze koralowym.
Tomek ci to wszystko kupił?
Nie, na zakupach byłam z Klaudyną. Ona musiała iść, a on odwiedził ze mną jeszcze obuwniczy i Monnari. No i lodziarnie, obowiązkowa szarlotka i waniliowe.
Ty wiesz, że to drogie rzeczy? – przerwała córce, zwracając jednocześnie uwagę na cenę na metce sukienki i tą na kartonie od butów.
Blondynka przewróciła oczami i teatralnie westchnęła, jakby wiedziała co jej matka ma na myśli i wcale nie miała ochoty na wysłuchiwanie tego.
Nie chodzi o to! – uniosła się rodzicielka. – Nie mówię, że on cię kupuje, a ty się dajesz jakbyś była jakąś dziwką. Tylko zastanawiam się skąd on ma takie pieniądze. Czy zastanawiałaś się kiedyś, że on może robić coś nielegalnego? – zapytała. – Sama powiedziałaś, że poznałaś go w klubie, że to tam się pierwszy raz spotkaliście, a potem mi marudziłaś nad uchem całymi dniami, jak taka natrętna mucha, że chyba z nim nie będziesz, bo on nie umie tańczyć. Co więc robił w klubie, gdy nie tańczy? – zastanawiała się na głos i miała nadzieję, że i jej córka się nad tym zastanowi.
Co ty sugerujesz? – Paula przysiadła, nie wypuszczając swojej nowej sukienki z dłoni.
A jeśli on, Paulina, handluje jakimiś narkotykami?
Nie. – Uśmiechnęła się, a potem pusto zaśmiała. – Nie, na pewno nie – zapewniała, choć na dobrą sprawę sama nie była pewna. Przypomniała sobie opakowania, jak te po croissantach, które walały się po Tomasza samochodzie i były dosłownie wszędzie, tak w schowku, jak i w bagażniku, a czasami nawet na tylnym siedzeniu. – On nie może być dilerem. Nie wygląda na takiego – przekonywała rodzicielkę, a tym samym starała się do tego przekonać także samą siebie.