Kolory tęczy
Paulina
czuła się nijako, gdy Tomasza nie było przy niej, gdy nie pisał,
nie dzwonił, nie witał się na dzień dobry jakimś ściągniętym
z internetu wierszykiem lub po prostu emotikonem wyrażającym
uśmiech, czyli tym samym też radość z tego, że są razem. Zawsze
śmiała się z dziewczyn, które tak interpretowały wiadomości
tekstowe, ona uważała się za rozsądniejszą, taką z dystansem. W
końcu zaczęła czynić tak jak one i nastało to samoistnie, bez
jej wyraźnego pozwolenia. Wtedy już rozumiała jak to jest się
zakochać i w jaki sposób się to odczuwa. Tęsknota – jedno
słowo, które wyrażało szczerość uczuć.
Jej
każdy kolejny dzień wyglądał tak samo. Wstawała z łóżka, szła
do pracy, w niej piła przesłodzoną kawę, pracowała, wracała i
kładła się przed telewizorem, chcąc na moment zająć umysł
obrazami z plazmy, niżeli troskami, które zaprzątały jej głowę.
Obawiała się, że Tomasz już się nie odezwie, a sama nie chciała
czynić pierwszego kroku, bo nigdy nie była panną skorą do
narzucania swojego towarzystwa chłopakowi. Cechowała ją godność,
poza tym uważała, że to on był winny, że to on powinien
przepraszać, na dodatek to on obiecywał odezwać się kolejnego
dnia, bo rzekomo miał jej coś pokazać.
– Paulinaaa!
– krzyczał Bartuś. – Ty mnie w ogóle nie słuchasz! –
stwierdził i tupnął nóżką o stare, powycierane w wielu
miejscach panele. Obraził się i pobiegł do drugiego pokoju.
– Martwisz
się Tomkiem? – zauważyła matka dziewczyny i dosiadła się obok
córki.
Paula
spojrzała na nią z miną wyrażającą coś na kształt oburzenia,
bo tak naprawdę nie czuła się być w na tyle bliskich relacjach ze
swoją matką, by opowiadać jej o swoich sprawach sercowych.
– Nie
przejmuj się. Odezwie się. Zależało mu.
– Nie
chodzi o to – zaprzeczyła. – Czasami myślę, że lepiej jakby
się już nie odezwał.
– Dlaczego
tak mówisz? Myślałam, że wam się układa.
– Bo
układa. Znaczy, układało – poprawiła szybko. – Tylko on jest
taki... zaborczy.
Zaborczy
to było jedyne słowo jakie pasowało do określenia zachowania
Tomasza, choć zdaniem Pauli i tak nie odzwierciedlało do końca
tych wszystkich jego stanów i momentami dziwnych zachowań.
– Faktycznie,
ma trudny charakter, ale nie jest zły chłopak.
– Ostatnio
mówiłaś, że cię przeraża.
– No
niby tak, ma czasami coś dziwnego w oczach, ale sama opowiadałaś
Natalii, że miał trudne życie, tak?
– A
ona oczywiście musiała ci powtórzyć! – uniosła się, po czym
wstała i uznała, że ma dość, że musi się przejść, pobyć
sama.
Ledwie
wyszła z domu, a odezwał się jej telefon komórkowy. Nie miała
możliwości go odebrać, gdyż nie wzięła go ze sobą, ale mały
Bartuś ją w tym wyręczył. Chłopiec nawet wyjrzał przez okno, by
poinstruować Tomka, w którą stronę poszła jego ciocia.
– W
prawo, w lewo, nie... no w tą co się nosi zegarek na niej –
wyjaśnił.
Bordych
zaśmiał się słysząc zakłopotanie w głosie czterolatka, potem
pochwalił go, iż jest bardzo mądrym chłopcem i rozłączając się
docisnął pedał gazu, choć prowadzenie ze złamaną nogą wcale
nie należało do zadań najłatwiejszych. Tomek nawet nie miał
pewności czy taka jazda jest legalna, ale postanowił nie zaprzątać
sobie tym głowy, teraz ważna była Paulina i to by ją dogonić.
Szła
przed siebie, żałując iż nie ubrała czegoś cieplejszego.
Wielkimi krokami zbliżało się lato, ale pogoda ciągle płatała
przeróżne figle, często bywało wietrznie i deszczowo.
Wystraszyła
się, gdy granatowy Golf zajechał jej drogę, przy tym wjeżdżając
na chodnik.
– Mój
Boże! – krzyknęła, choć wiedziała już z kim ma do czynienia,
bo Tomek zdecydował się na szybkie otwarcie drzwi.
– Część,
kochanie – przywitał się.
– Żadne
kochanie. Nie odzywałeś się tyle czas i nagle się
zjawiasz, jakby gdyby nigdy nic i... – poczuła jak się
zapowietrza i traci główny wątek. Nie była nawet pewna czy do
końca logicznie składała swoją wypowiedź, ale to wcale nie
przeszkadzało jej mówić i po zaczerpnięciu powietrza ponownie się
wydarła.
Tomek
słuchał jej wrzasków w całkowitej ciszy i nawet w wielkim
skupieniu. Obserwował każdy ruch jej warg i ani powieką przy tym
nie mrugnął. W końcu jednak zdecydował się wysunąć lewą nogę
poza pojazd, a następnie chwycić oburącz za nogawkę spodenek i
dopomóc prawej nodze, tej zagipsowanej.
– Mój
Boże, co ci się stało?
– Znowu
jestem Bogiem – zażartował. – Pomiędzy byciem Bogiem byłem
skończonym dupkiem – zauważył i dziwnie się przy tym skrzywił.
– A to, to powód mojego milczenia. – Postukał pięścią o
biały gips. – Wypadek przy pracy. Szynę mi założyli.
– Nie
mogłeś zadzwonić?
Przyłożył
policzek do prawego ramienia.
– Potłukłem
telefon. Kolega miał wysłać SMS-a, ale chyba się po mnie nie
rozczytał i pomylił twój numer i... dopiero jak mu odpisano, po
kilku dniach, to się zorientowałem, że ty nic nie wiesz. –
Potarł palcami o czoło wyrażając w ten sposób swoje
zakłopotanie.
– Dlaczego
sam nie zadzwoniłeś!? – krzyknęła.
– Leżałem
w szpitalu.
– Nie
mają tam budki telefonicznej?
– Mają,
ale... skoro ci napisał, a ty się nie odzywałaś...
– Nic
mi nie napisał! – ryknęła. – Boli? – zapytała już
spokojniej i nawet zdecydowała się do niego podejść.
– Nie,
jest tylko trochę uciążliwe, ale nie na tyle bym nie mógł
spełnić tego co obiecałem. Miałem ci coś pokazać –
przypomniał. – Wsiądziesz?
Wsiadła.
Uśmiechnęła się nawet pod nosem podczas zapinania pasów, a gdy
usłyszała dobrze jej znane Może kawę i rogalika? to już
nie kryła swojego zadowolenia z tego, że wszystko powróciło do
normy. Wtedy było jej naprawdę dobrze, choć nie działo się nic
nadzwyczajnego. Po prostu siedziała na miejscu pasażera, jej
chłopak usiłował prowadzić pomimo złamanej i wstawionej w gips
nogi, czuła jego dłoń na swoim kolanie. Wtedy myślała, że to
dobrze może trwać wiecznie, że nigdy się nie skończy.
Tomek
zaparkował przed dziwnym budynkiem. Zdaniem Pauliny ta ruina
wyglądała na całkiem opuszczoną. Nawet przez moment bała się z
nim iść, bo wyraźnie zmierzał do wejścia na starą i ciemną
klatkę schodową. Szybko jednak pomyślała, że jej obawy są
zupełnie nieuzasadnione, bo przecież była ze swoim chłopakiem,
który zawsze się o nią troszczył i nie pozwoliłby na to, by coś
złego ją spotkało. Na tyle mu ufała.
– W
kieszeni mam latarkę – powiedział i zatrzymał się, a gdy ją
wyjęła, to ponownie zaczął kuśtykać, pomagając sobie przy tym
jedną kulą.
– Dokąd
idziemy?
– Na
dach – odpowiedział, a jego oczy przy tym dziwnie zabłysły.
Zdaniem
Pauliny było to mocno przerażające, ale pomimo tego nie miała
zamiaru rezygnować z niespodzianki, więc ucieczka tym bardziej nie
była jej w głowie.
Dotarli
na ostatnie piętro, gdzie wyszli malutkim okienkiem na niższy
daszek, a potem drabiną udali się na główny dach. Paulina weszła
jako pierwsza, a potem obawiała się czy Tomek z nogą w gipsie
sobie poradzi, ale o dziwo poszło mu to całkiem sprawnie.
– Wspinasz
się lepiej niż chodzisz – skomentowała.
– Mam
silne ręce – odparł i stanął za nią. Objął. Brodę położył
na jednym ramieniu. – Patrz przed siebie – nakazał.
Dopiero
wtedy zorientowała się, że opuszczona kamienica, do której ją
zabrał, postawiona została na najwyższym wzniesieniu jakie było w
ich mieście. Na dodatek były to obrzeża, a więc parząc we
wskazanym przez niego kierunku miała dokładny widok na całe
miasto. Co prawda zaczynało się już robić szarawo, bo pora była
późna, ale i tak krajobraz złożony z dachów budynków
mieszkalnych, sklepów, świateł był cudowny.
Nagle
przed jej oczami pojawił się balon. Był różowy, więc doskonale
zauważalny. Po nim pojawiły się następne i następne, i było ich
więcej, coraz więcej.
Oczy
blondynki rozszerzyły się z zadowolenia jak u małej dziewczynki,
która otrzymała na urodziny wymarzony prezent. Była to czysta,
niczym niezmącona radość, którą tylko potęgowały pocałunki,
które Tomasz zostawiał na jej policzku, szyi i gołym ramieniu.
– Zmarzłaś
– zauważył i zdecydował się na zdjęcie koszuli z długim
rękawem, po to, by móc ją nią okryć. – Uznaj to za moje
przeprosiny – szepnął do ucha i objął ją ponownie.
W
końcu dała radę wyrwać się z tego pięknego snu, gdy już
wszystkie balony uleciały wysoko do nieba. Była ich cała masa,
zdawało jej się jakby to były miliony, choć w rzeczywistości nie
było ich więcej niż dwieście sztuk.
– To
było cudowne. – Odwróciła się w jego stronę i szeroko
uśmiechnęła. – Miała wszystkie kolory tęczy – dodała
– Wiem,
bo tym dla mnie jesteś. Wszystkimi kolorami tęczy – odpowiedział.
– Takim kolorowym początkiem nowego życia. Bez ciebie ono nie ma
sensu – wyznał i pochwycił ją za ramiona, tylko po to, by
nigdzie mu czasami nie umknęła. Chciał ją pocałować. Nie czuł
jej miękkich warg na swoich ustach już tyle czasu, że niebotycznie
za nimi tęsknił. – Kocham cię – powiedział jednak najpierw,
zanim złączył ich ciała w pocałunku, a następnie w erotycznej,
nieco niegrzecznej ekstazie, zważywszy na to, że kochali się na
dachu opuszczonego budynku porą nie nocną, a wczesnowieczorną.
Jak tu go nie kochać? Wcale się nie dziwię, że Twoja tytułowa bohaterka za nim szaleje. Ta niespodzianka z balonami była nieziemska. To, że Tomek zawsze potrafi ją zaskoczyć to jego zdecydowanie główna wada. Ciężko byłoby czuć się przy nim nieszczęśliwą, obrażoną... A przynajmniej na razie. ❤
OdpowiedzUsuńKłótnia nie była konieczna, ale z drugiej strony bił się jednak o dziewczynę, tak? Norbi przyszedł przecież po to, by jej powiedzieć, że jej facet jest "niebezpieczny" czyt. nieodpowiedni dla niej, a nie dlatego żeby poplotkować jak to było jak byli razem. No i te rogaliki i kawa. Miła norma. ;-)
Tak, główną wadą takiego mężczyzny jak Tomek jest to, że od niego łatwo się uzależnić i trudno go wymazać ze swojego życia bez żalu, bo bohater z całą pewnością ma też dobre strony... ma całkiem wiele tych dobrych stron.
UsuńZgadzam się z przedmówczynią, trudno gniewać się na Tomka, skoro potrafi się zdobyć na takie romantyczne przeprosiny. Podobały mi się te słowa o tęczy :) Z drugiej strony to działa jak miecz obusieczny. Chłopak podchodzi do wszystkiego zbyt emocjonalnie.
OdpowiedzUsuń"Zawsze śmiała się z dziewczyn, które tak interpretowały wiadomości tekstowe, ona uważała się za rozsądniejszą, taką z dystansem" - jakbym czytała o sobie :D
Ale jestem pewna, że to nie była ostatnia kłótnia naszej pary :P
Pozdrawiam.
Tak, to jest jak miecz obusieczny - Tomka dobre strony, te niespodzianki, zaskoczenia, romantyzm, to jego największa wada, bo przez to trudno się kobiecie od niego uwolnić. Paulina sama złapała się na tym, że już tego nie potrafi.
UsuńNie, to z pewnością nie była ostatnia kłótnia pary, tylko przy kolejnej dojdzie już do rękoczynów.
Paulina się zakochała, wreszcie sobie to uświadomiła, brakuje jej Tomka, jego obecności, tęskni za nim. Ona już się przyzwyczaiła do jego miłych gestów i teraz przez to czuje się zagubiona. Z jednej strony niby ją popieram, że się pierwsza nie chce do chłopaka odezwać, bo czuje się urażona jego zachowaniem, a z drugiej to kojarzy mi się to z oślim uporem.
OdpowiedzUsuńBartuś zawsze na posterunku, zawsze chętny do pomocy, uśmiałam się jak tłumaczył Tomaszowi w która stronę udała się Paulina.
Jedno lepsze od drugiego, oboje uparci jak osły, żadne nie chciało się pierwsze odezwać. Ciekawa jestem czy gdyby Tomek nie zorientował się, że jego kolega wysłał wiadomość obcej osobie, a nie Pauli, to dalej trwałby w swoim uporze i nie odezwał się pierwszy do dziewczyny. Myślę, że w końcu to i tak on pierwszy by się skontaktował, za bardzo mu zależy, żeby odpuścić, za bardzo się przywiązał za dużo czasu i energii w ten związek zainwestował, żeby teraz odejść.
No i faktycznie, jak się na takiego faceta gniewać, no jak? Jak on taki uroczy? Faktycznie te wszystkie zalety Tomasza mogą kiedyś okazać się wadami, bo on do siebie przywiązuje, oplata niewidzialną liną, którą kiedyś będzie trudno przerwać.
A znasz istotę bardziej upartą od kobiety? Chyba tylko osioł mógłby z babą konkurować ;)
UsuńBartuś, jak już wspominałem, chciałem by był dziecięcy.
Właśnie, zauważyłaś coś bardzo konkretnego, że w związku nie tylko chodzi o poświęcony czas, ale o zaangażowanie, o właśnie tę poświęconą energię.
Tak, łatwiej odejść od faceta przy którym nic kobietę nie trzyma. Przy takim Tomku, mimo jego wad, trzyma wiele zalet.