Czasu nie da się cofnąć
Rzekomo
nie ma niczego gorszego niż rozstawanie się w gniewie, ale Paulina
nie myślała o tym w takich kategoriach, gdy Tomek odwoził ją do
domu. Tak naprawdę chciała jak najszybciej wysiąść z jego
samochodu, udać się do swojego pokoju, położyć na łóżku i
najlepiej to zasnąć, bo wtedy nie byłaby zmuszona myśleć o tym
wszystkim co między nimi miało miejsce.
Całą
drogę zastanawiała się dlaczego tak właściwie wsiadła do jego
auta. Teraz gdy w nim siedziała, to o wiele bardziej wolałaby
wracać na piechotę i nie musieć znosić jego towarzystwa.
– Jeśli
ci za gorąco, to podkręć klimatyzację – odezwał się jak gdyby
nigdy nic.
Wejrzała
się na niego w sposób bardzo nieuprzejmy, wręcz obrażony. Nie
odpowiedziała nic.
Podrapał
się po nosie i zasyczał, gdy przyszło mu zdjąć nogę z gazu. Tę
kończynę niedawno miał złamaną i ciągle odczuwał ból w
niektórych momentach, zwłaszcza, gdy za szybko nią poruszył lub
za mocno napinał mięśnie łydki i ud. Sam pofatygował się dłonią
do pokrętła, by włączyć mocniejszy nawiew, a temperaturę
powietrza zmienić na chłodniejszą.
Paulina
wyłączyła klimatyzację całkiem.
Rzucił
jej niezadowolone spojrzenie, ale w sekundę potem się uśmiechnął,
by po chwili na dobre się roześmiać.
– Złośliwa
jesteś – skomentował. – I pomyśleć, że ten cały foch jest o
nic – nie dowierzał.
– Jakie
o nic, Tomasz? Uderzyłeś mnie! – wytknęła mu z gniewem.
Podniosła przy tym ton, a na dodatek ściszyła muzykę, by
dokładnie i wyraźnie ją usłyszał.
– A,
bo ty to mnie niby nie uderzyłaś – zironizował, wchodząc w
zakręt na tyle ostro, że odbiła się ramieniem od bocznych drzwi.
– Jedź
ostrożniej! – poleciła krzycząc.
– Ej,
ej, ej, piękna pani, ja miałem połamaną nogę, a nie uszy. Ja
naprawdę cię słyszę, nawet gdy mówisz o jakieś dziewięćdziesiąt
procent słabiej, znaczy się ciszej.
Westchnęła
okazując tym swoje niezadowolenie. Spojrzała w boczną szybę i
zacisnęła zęby pod wpływem silnego gniewu.
– Ale
ty złośnik jesteś – skomentował ponownie, tym razem zatrzymując
się pod jej domem.
Kiedy
to spostrzegła i chciała wysiąść, to zablokował drzwi jednym
kliknięciem na kierownicy.
– Wyjeżdżam,
nie będzie mnie jakieś trzy tygodnie, może dwa. Nie chcę by to
było nasze ostatnie wspomnienie. A co, gdy nie wrócę, gdy będę
miał jakiś wypadek albo tobie coś się stanie. Warto się tak
gniewać o nic.
– To
nie jest nic, Tomasz!
– Dobrze
– przyznał jej rację. – Zareagowałem agresją, ale znacznej
krzywdy bym ci nie zrobił, nie potrafiłbym.
– Znacznej
krzywdy – powtórzyła po nim w taki sposób, jakby nie wierzyła
własnym uszom.
– Paula,
cholera jasna, ty też mnie uderzyłaś, na dodatek po raz drugi! –
uniósł się. – I co, to ja mam przepraszać? Ja mam się kajać,
jak to ty nie panujesz nad nerwami?
– A
ty to niby panujesz?
– Nie
trzasnąłbym ci, gdybyś ty pierwsza...
– Nie
chcę tego słuchać. Otwórz drzwi! – zażądała.
Usłuchał
jej. Zwolnił blokadę i pozwolił wysiąść. Zanim jednak znacznie
się oddaliła, to zdecydował się jeszcze na powiedzenie jej:
– Kocham
cię. Bardzo mocno cię kocham.
Te
ostatnie słowa Tomasza Bordycha dźwięczały w Pauliny głowie i
odbijały się echem od każdego zakamarka jej duszy. Już tego
samego dnia, wieczorem, nosiła się z zamiarem, by zatelefonować do
mężczyzny. Stała wtedy w łazience, przed dużym lustrem,
zawieszonym na ścianie umalowanej na jaskraworóżowy kolor. Właśnie
wyszła spod prysznica i przecierała długie blond włosy
ręcznikiem, chcąc je choć trochę osuszyć, bo jak na złość
suszarka musiała się zepsuć.
– Wszystko
jest dzisiaj przeciwko mnie – stwierdziła i chwyciła za telefon,
by móc się Tomaszowi poskarżyć.
Zrezygnowała
jednak z rozmowy z nim, gdy zerknęła w lustro ponownie i
przyuważyła siniak wielkości jego dłoni, który szpecił jej
opalone, zgrabne udo.
– Nie
odezwę się pierwsza – zapewniła samą siebie prosto w twarz i
powróciła do osuszania włosów.
Paulina
doskonale zdawała sobie sprawę z upływającego czasu i lat, które
z wiekiem coraz szybciej przemijały. Jej zdaniem nie była już
wcale taka młoda. Dwadzieścia dwa lata to był odpowiedni wiek na
zakładanie rodziny, planowanie z kimś przyszłości. Wiedziała, że
z Tomaszem miała szansę na to wszystko, a ich wspólne życie
byłoby stabilne pod względem finansowym. Tomek umiał się
zatroszczyć o to, by mieć stałą pracę i satysfakcjonujący
dochód. Potrafił też zadbać o kobietę i zaangażować się w
związek. Paula była pewna, że Bordych byłby też dobrym ojcem.
Dziewczyna
coraz częściej zaczęła przekonywać samą siebie, że przecież
nic tak strasznego się nie stało. Zaczęła nawet w myślach
przyznawać rację swojemu chłopakowi, że to ona pierwsze podniosła
na niego rękę, tłumaczyć go samej sobie, że miał prawo się
zdenerwować i oddać, bo przecież ona też każdemu zawsze, i to od
najmłodszych lat, oddawała.
Blondynka
czuła też, że zmarnowała ostatnie cztery lata na Norberta, nie
chciała więc teraz marnować kolejnych na Tomka. Postanowiła nie
śnić o ideale, na zimno szacować zyski i straty, plusy i minusy i
w końcu podjąć jakąś decyzję. Chciała albo raz na zawsze od
bruneta się uwolnić, albo zaangażować się w równym stopniu co
on sam i zacząć tworzyć ten związek na poważnie. W końcu też
zdecydowała się do niego zadzwonić, ale w odpowiedzi usłyszała
tylko automatyczną pocztę głosową. Ponowiła próbę po kilku
godzinach, potem na następny i jeszcze na następny dzień.
Odchodziła od zmysłów i gdy po dwutygodniowym braku wiadomości od
niego była gotowa już iść na policję i zgłosić zaginięcie, to
Tomek pojawił się przed drzwiami jej domu z wyjaśnieniami, które
zaczął od:
– Nie
włączyłem roamingu.
Zazgrzytała
zębami i choć w pierwszej chwili miała ochotę udusić go gołymi
rękoma, to zdecydowała się tylko na to, by rzucić mu się na
szyję i wycałować.
– Gdybym
wiedział, że będziesz się aż tak cieszyła, to przytrzymał bym
cię jeszcze w takiej niepewności ze dwa tygodnie – oznajmił.
Uniósł ją przy tym i wniósł do domu, a potem całując, starał
się odnaleźć klamkę za plecami, by móc zamknąć drzwi.
– Tomek,
Tomek! – wykrzyknął czteroletni Bartuś. – Masz jakieś
prezenty? – zaczął dopytywać.
– Oczywiście,
że mam – stwierdził, kucając przed chłopcem. – Ale musisz
zamknąć oczy, stanąć przy ścianie i policzyć do trzydziestu.
– A
ty wtedy schowasz to co dla mnie masz – domyślił się i nie
czekając na więcej wyjaśnień od razu stanął przy ścianie i
rozpoczął odliczanie.
Tomek
wyjął z plecaka rozłożony na części pistolet na farbę i każdy
jego element ukrył w innym miejscu. Trącił Bartusia w ramię,
ogłaszając mu, że już czas zacząć szukać, a sam zamknął się
z Pauliną w pokoju jej matki.
– Gdy
znajdziesz wszystkie trzy części, to zapukaj! – krzyknął
poprzez zamknięte drzwi.
– Oszalałeś,
jeszcze sobie krzywdę zrobi.
– To
ja za moment zrobię sobie krzywdę, jeśli w tej chwili nie zobaczę
cię nago. – Chwycił za dół jej bluzki i nim się obejrzała, to
zdjął jej ją przez głowę. – Nie mogłem się doczekać, a
wiesz ile pokus minąłem po drodze?
– Pań
co polują na tiry? – domyśliła się.
– Nieprawda.
One wcale nie polują na tiry, a na osobówki, bo tirem to przecież
tam nawet nie ma gdzie stanąć – zaczął się wymądrzać,
jednocześnie odpinając zamek jej krótkich, dżinsowych spodenek. –
Na krok z domu bym cię w nich nie wypuścił. Są krótsze niż
większość moich majtek. – Odrzucił ubranie na bok, trafiając
nim w pobliską komodę i pchnął dziewczynę z taką siłą, że ta
wylądowała na złożonej kanapie.
W
takich momentach jego władczość i zdecydowanie jej nie
przeszkadzały. Takie zachowanie Tomasza w łóżku było dla Pauliny
silnie podniecające i sprawiało, że seks stawał się bardziej
satysfakcjonujący, a orgazm intensywniejszy.
Okazało
się, że skończyli w samą porę, bo Bartuś zamiast zapukać,
zdecydował się wkroczyć do pokoju z informacją:
– Babcia
wróciła i pomogła mi szukać!
Paulina
w ostatniej chwili nakryła nagie ciało narzutą, która zarzucona
była na kanapę, a Tomasz szybko wstał i podciągnął dżinsy
opuszczone do połowy ud. Przy tym bokserki nieco mu się podwinęły
i zaciągnięte były jedynie do połowy pośladków, ale zdecydował,
że poprawi je potem, gdy pójdzie skorzystać z toalety.
– Wyjdź
– polecił Bartusiowi, ale wtedy Iwona stanęła w progu i uważnie
przyjrzała się córce i jej partnerowi.
– Co
wy tu robiliście? – spytała, choć zdawało się, że dobrze wie
jaka jest odpowiedź.
– Jakby
to powiedzieć? – zaczął Tomek, nieco się przy tym denerwując.
Potarł otwartą dłonią o potylicę. – Rozmawialiśmy, ale w
taki... dorosły sposób.
– Ubierzcie
się – poleciła im. – Ja w tym czasie zrobię jakieś kanapki.
Już pora kolacji – zauważyła.
Iwona
wyszła, ciągnąc za sobą wnuka, który zaciekawiony dopytywał
czym różnią się rozmowy dorosłych od tych normalnych.
Paulina
przyłożyła czoło do oparcia kanapy i poczuła jak rumieńce na
jej policzkach stają się bardziej gorące, a przez to też bardziej
czerwone. Te pierwsze zawitały na jej twarz przez intensywność
doznań seksualnych. Teraz natomiast był to wstyd, ale na tyle
niepoważny, że prowadzący do głośnego rozbawienia.
– Boże,
ale wtopa – powiedziała, a Tomek w myślach przyznał jej rację.
– Mogłaś
powiedzieć, że poszła tylko na chwilę. Myślałem, że jest w
pracy – wyjaśnił, wkładając jednocześnie rękę do majtek, by
móc je poprawić.
– Nie
sądziłam, że wróci tak szybko. Musiała zauważyć twój samochód
i zechcieć się przywitać.
– Czyli
to moja wina? – dopytywał, jednocześnie zbierając damskie
ubrania z podłogi i mebli, by móc je podać swojej kobiecie.
– A
co? Moja?
– No
dobrze, jeśli chcesz, to ja mogę być temu winny – wzruszył
ramionami. – Musi mnie lubić, skoro po tym wszystkim jeszcze zrobi
mi kolację. – Puścił do blondynki oczko, a potem poczekał aż
się ubierze, by wspólnie mogli opuścić pokój jej matki i pojawić
się w kuchni.
Ledwie
umyli dłonie pod zlewem, pryskając przy tym wodą na wszystkie
strony i w siebie nawzajem, a w Pauliny głowie pojawiła się pewna
myśl. Nie chciała jednak robić dalszych scen, odchodzić od stołu
i ciągnąć chłopaka za sobą do pokoju, gdzie mogliby być sami.
Zdecydowała się przez chwilę o tym nie myśleć, a potem
odprowadzić go do samochodu.
– Nie
zabezpieczyliśmy się – powiedziała kiedy stali przy furtce.
Zagryzł
dolną wargę i na krótki czas zaniemówił. Minę miał niewesołą.
Nie rozpromienił się już. Jej wypowiedź skwitował krótkim:
– Cholera!
No trudno, czasu już nie cofniemy.
Przyznam szczerze, że po czymś takim, to nie chciałabym, żeby mnie facet odwoził, wolałabym na nóżkach zasuwać, niekoniecznie miałabym ochotę na jego towarzystwo. Ale cóż, Paula jednak zdecydowała się na towarzystwo Tomka, chyba tak naprawdę sama nie wie czego w tej chwili chce, poza faktem, że jest jej źle i bije się z myślami, a one natrętne nie chcą dać jej spokoju.
OdpowiedzUsuńJa cały czas jej nie rozgrzeszam, to ona pierwsza go uderzyła i to nie po raz pierwszy, ale wkurza mnie jego zachowanie, on ją jednak mocno uderzył, aż go łapsko zabolało, to o czymś świadczy, a sprowadza to co zrobił do nic nie znaczącego zdarzenia.
Oj tam, oj tam, zaraz złośliwa, ja też bym tak zrobiła na przekór, jak Paulinka z tą klimą.
Tomaszek bierze Paulinę pod włos, czaruś jeden, lepiej się nie rozstawać w gniewie, bo co jak się któremuś z nich coś stanie, będą żałować, no i jeszcze to "Kocham cię. Bardzo mocno cię kocham" to taka wisienka na torcie, on dobrze wie co i kiedy jej powiedzieć, żeby uderzyć w odpowiednią strunę.
To kocham z ust Tomka jak się rozstawali, to był taki katalizator, który sprowokował Paulinę do przemyślenia na poważnie przyszłości ich związku. Tak trochę na zimno zrobiła kalkulację, plusy i minusy, ale myślę, że tak naprawdę większość kobiet tak robi. Do tej pory to Tomek był tą stroną bardziej zaangażowaną, dążącą do poważnego traktowania ich związku, ale teraz Paulina też zaczyna w tych kategoriach to postrzegać. Cały czas w Pauli tkwi przekonanie, że straciła cztery lata z Norbim, że tego czasu już nie da się odzyskać, no bo faktycznie nie da się cofnąć czasu i postapić inaczej. Zaczyna samą siebie przekonywać, że Tomasz to ten właściwy, ten z którym chce być, założyć z nim rodzinę, mieć z nim dzieci, tylko czy to dobra motywacja do zakładania rodziny, no bo tak wyszło jakby ona nic głębszego do niego nie czuła, chyba się czepiam swoją drogą.
Te plusy i minusy związku to w porządku, powinna podjąć jakąś decyzję, jak to się mówi, wóz albo przewóz. Ale niepokoi mnie, że ona zaczęła go usprawiedliwiać przed samą sobą, że to jej wina, że on ją uderzył, poniekąd tak, bo go sprowokowała, ale wina powiedzmy leży gdzieś po środku, nie podoba mi się to wybielanie Tomasza.
Jak to dwa tygodnie rozłąki potrafią wpłynąć na ludzi, co może tęsknota i strach o drugą osobę zrobić. A tak w ogóle to wydaje mi się, że Bordych specjalnie z tym roamingiem zakręcił, specjalnie gad jeden od Pauli nie odbierał, żeby nie tylko tęskniła za nim, ale żeby się martwiła. No i osiągnął cel, foch poszedł w niepamięć, a dzięki temu było gorące powitanie. Tylko niestety bardzo szybkie, czy Tomasz naiwnie myślał, że Bartek zapuka i grzecznie poczeka za drzwiami, haha. Biedni, niemalże zostali przyłapani na gorącym uczynku, na tych Tomkowych "rozmowach w dorosły sposób" haha.
Ej, no, kochający facet nie powinien tak zareagować na wieść, że może właśnie zmajstrowali małego Tomcia, albo małą Paulinkę, nieładnie, co to ma znaczyć, "no trudno", miłe to nie było.
A to było jakieś wielkie zdarzenie? Trzy klapsy raptem. Takie coś naprawdę coś znaczy? Ja bardziej chyba martwiłbym się tym, że Tomasz chce decydować za Paulinę o tym co powinna robić, jak się nosić, jaką kawę pić. Ważne też jest to, że Tomek stara się Paulą manipulować, poruszać nią za pomocą słów i gestów, jakby była kukiełką.
UsuńCzuje coś tam czuje, bo jednak tęskniła bardzo, gdy nie dawał znaku życia, wtedy co wrócił z nogą w gipsie.
Myślę, że Tomek swoje dzieci wychowywałby tak, by czekały za drzwiami, a nie wchodziły do sypialni rodziców.
Oczywiście, że miłe to nie było, ale przynajmniej realne, takie szczere, a nie udawanie radości, gdy nie ma powodów do szczęścia.
Tak, naprawdę takie coś znaczy, "nawet raptem trzy klapsy", jest to oczywiście moje prywatne zdanie. No chyba, że pociągnięcie z liścia też nic nie znaczy, no to może wtedy byłabym skłonna powiedzieć, że to było nic takiego. A przecież gdyby dla Tomka ten policzek nic nie znaczył, to by Pauliny nie uderzył w odwecie. Prawda jest taka, że oboje są winni tej sytuacji.
UsuńFaktycznie Tomek manipuluje Paulą, jest w tej materii mistrzem, umknęło mi wcześniej, ale ona kawę już teraz mniej słodzi, bo on tak chciał. Z tą długością spodenek, to uznałam za żart, za takie tylko gadanie, bo mój mąż też czasem do mnie tak mówi, że w tej kiecce, albo w tych spodenkach to mam się nie ważyć na ulicę wychodzić, tylko w domu i to najlepiej jak sami jesteśmy.
Może Tomek by i tak wychował, żeby mu dzieci bez zaproszenia nie wchodziły do sypialni, ale mi tu bardziej chodziło o tą konkretną sytuację, o podekscytowanego czterolatka, który odnalazł prezent od dawno nie widzianego wujka.
Mnie bardziej chodzi o to, że ona zaczęła, więc on miał prawo oddać, bo z jakiej paki facet miałby pozwolić kobiecie na to, by ta go okładała?
Usuń